Byczek szuka domu

Poszukiwany dom dla młodego byczka

Uciekł bo chciał ŻYĆ!! Chciał być bezpieczny, uciekł przed złem, przed biciem przed ŚMIERCIĄ. Przez 1,5 miesiąca chował się w lesie, starając się nie przeszkadzać nikomu, był niewidzialny, chciał ŻYĆ bez bólu i cierpienia.

Szukamy domu dla tego pięknego dzieciaka, który uciekł przed śmiercią. Już nie raz pokazaliście, Drodzy Tarowicze, że w różnych sytuacjach można na Was liczyć. Może ktoś z Was zaopiekuje się tym byczkiem, da mu dom, gdzie to zwierzę, które tak bardzo chce żyć, dostanie miłość, opiekę i będzie mogło szczęśliwie dożyć kresu swoich dni? Wszyscy zdajemy sobie sprawę, że byczek nie jest typowym zwierzęciem do towarzystwa jak pies, kot czy koń. Dlatego od razu zastrzegamy, że chcemy mieć co jakiś czas możliwość kontaktu oraz sprawdzenia, jak się byczek miewa w nowym domu. Nie chodzi tu o nadmierną ingerencję w miejsce, gdzie będzie żył, tylko o pewność, że po odchowaniu nie trafi na ubój. Byczek przed przekazaniem do nowych opiekunów zostanie wykastrowany.

Poniżej mail od Pani Agnieszki, opisujący historię byczka.

  • „Spokojne sobotnie popołudnie. Nic nie zapowiada nietypowej sytuacji, która ma zaraz się zdarzyć. Podczas spaceru z naszymi psami, w lasku zlokalizowanym na granicy Tychów, Wilkowyj i Podlesia zobaczyłyśmy byczka. Na oko młode zwierzę. Około 1,20 wzrostu, zakolczykowany. Niestety nie udało się podejść bliżej, gdyż cielak panicznie bał się człowieka. Została przez nas powiadomiona straż miejsca w Tychach. Panowie, na początku wyrażali chęć pomocy, jednak z powodu tego, że zrobiło się ciemno uznali, że akcję trzeba przełożyć na następny dzień. Zadeklarowali, że przyjadą z weterynarzem, aby pomógł w złapaniu byczka, a także zrobią rozeznanie w pobliskich gospodarstwach, czy komuś takie zwierzę nie uciekło.
  • Sprawa została odłożona na niedzielę. Z samego rana ponownie udałyśmy się do lasu, żeby znaleźć byczka i zadzwoniłyśmy pod wskazany numer, tak jak umówiłyśmy się z funkcjonariuszami dzień wcześniej. Niestety Panowie z następnej zmiany nie byli już tacy chętni do pomocy, usłyszałyśmy, że skoro już tam jesteśmy to mamy wziąć byczka i go im przyprowadzić.. tłumaczyłyśmy, że byczek boi się ludzi, nie wiemy co się mu stało, skąd on się tam wziął i ile przebywa w tym lesie i poprosiłyśmy o ich pomoc w bezpiecznym dla wszystkich złapaniu zwierzaka. Po godzinie przyjechali. Zamiast lekarza weterynarii, który zgodnie z naszymi wcześniejszymi ustaleniami miał również pojawić się w lesie przyjechał Pan urzędnik w towarzystwie dwóch Panów ze straży miejskiej. Całkowicie zagubiona cała trójka „ fachowców” nie słuchając naszych próśb o nie podchodzenie, tylko wezwanie lekarza weterynarii ze środkiem usypiającym, w celu przetransportowania zwierzaka w bezpiecznie miejsce, zanim byczek ucieknie, zupełnie nas nie słuchając wystraszyli już i tak przerażone zwierzę bardzo skutecznie i pojechali, ponieważ skoro byczek uciekł, to nic tu po nich.
  • Poniedziałek, akcja „byczek” dzień trzeci.  Straż miejska uznała, że to nie jest jednak ich teren działania i przekazali sprawę do urzędu miasta w Katowicach. Pani z wydziału ochrony środowiska z urzędu miasta, zadeklarowała pomoc. Uznała, że konieczne jest znalezienie właściciela zwierzęcia. Udałyśmy się zatem znów do lasu w celu zlokalizowanie byczka. Po kilkugodzinnych poszukiwaniach, udało się, jest Byczek. Próbowałyśmy podejść do niego, w celu odczytania numeru, który znajduję się na kolczyku, za pomocą lornetek, żeby nie stresować bardziej zwierzaka. Niestety udało się nam rozszyfrować jedynie kilka ostatnich cyfr, gdyż byk nie pozwalał do siebie blisko podejść, a przednia część kolczyka była cała we włosach wystających z uszu. Ucieszone, że te kila cyfr na pewno wystarczy, dzwonimy do Pani z Urzędu pochwalić się radosną nowiną i oczywiście szybkie sprowadzenie na ziemie.. do znalezienia właściciela potrzebny jest cały 14 cyfrowy numer.. miałyśmy tylko 5 cyfr. Z uwagi na fakt, że na odległość nie wygolimy włosów z uszu byka i nie spiszemy całego numeru goniąc go po lesie, rozpoczęłyśmy poszukiwania właściciela na własną rękę.  W międzyczasie monitorowania i dokarmiania byczka udało się znaleźć hodowlę byków w okolicy i zatelefonowałyśmy do niej, w celu sprawdzenia czy przypadkiem to nie ich byczek uciekł. Okazało się, że pan przyznał się do zwierzęcia. Dlaczego nie zgłaszał sprawy do urzędu miasta? Nie wiadomo.  Warto zaznaczyć, że dochodzenie w tej sprawie przeprowadzili zwykli obywatele, podczas gdy urzędnicy rozkładali ręce i jeden zrzucał sprawę na drugiego. Ilu urzędników może być zaangażowanych w sprawę jednego, małego byczka? Jak widać nigdy za wielu. Pani z urzędu została poinformowana o tym, że znalazł się właściciel i poprosiła o pomoc policję. Policja poinformowała właściciela o konieczności jak najszybszego złapania zwierzęcia. Warto dodać, że w toku śledztwa wyszło na jaw, że zwierzę przebywało w lesie już 1,5 miesiąca! Potencjalny właściciel byka wpadli na pomysł zwabienia go na krowę. Niestety sam nie mógł osobiście przyjechać bo był gdzieś daleko, wysłał zatem swoich pracowników.
  • Godzina 17 „ akcja byczek „ dzień 4. Pracownicy przywieźli krowę na skraj lasu, przywiązali do „ przyczepy”, którą ją przywieźli i chcieli zostawić samą na noc, przyjechać rano.. Została przez nas powiadomiona o tym fakcie policja, niestety Pan policjant również uznał, że pomysł jest niebywale cudowny bo przecież byczek do krówki przyjdzie…. Po krótkiej rozmowie z władzą, doszliśmy do konsensusu, że w sytuacji, kiedy będziemy czymś zaniepokojone, np. krowa ucieknie i zacznie biegać po lesie, zadzwonimy, a oni będą interweniować. Udałyśmy się do lasu, w celu przemówienia do rozsądku pracownikom właściciela i nakłonienia ich, żeby jednak zabrali tą krowę do domu. Po raz kolejny, niestety się nie udało. Na nic nie zdały się nasze prośby, żeby przywieźli krowę rano, że w dzień będzie można na nią patrzeć i nie dopuścić, żeby i ona uciekła do lasu lub stała się jej jakaś krzywda. Niestety pracownicy właściciela uparcie stali przy swoich „ racjach”. W związku z czym puściły nam nerwy i Panowie zostali dosyć solidnie postraszeni mediami i nagłośnieniem sprawy w taki sposób, o jakim się im nawet nie śniło. To ich przekonało i krowa pojechała do domu.
  • „Akcja byczek” dzień 5. Po byka mają przyjechać rano. Gdzie tu logika? Nie znajdziecie jej w tej historii. Czekamy jednak z niecierpliwością na dalszy jej rozwój. Warto nadmienić, że w sprawę zostały zaangażowane pobliskie fundacje, które zadeklarowały pomoc w znalezieniu byczkowi domu. Problemem jest jednak, że póki byk ma właściciela to nic nie mogą zrobić. Kto jest właścicielem można sprawdzić po numerze. Nie odczyta się numeru dopóki nie podejdzie się do byka. Jak potencjalny właściciel zabierze byka to już nic nie będzie można zrobić, ponieważ w tej hodowli przypuszczalnie jest mnóstwo takich byków i trudno będzie rozpoznać „naszego” bez znajomości numeru. W ten sposób koło się zamyka. Przyjechali… Przyjechali pracownicy właściciela z trzema krowami przynętami. Cudownie, po pewnym czasie byczek podchodzi do krów i nagle… jedna z krów widząc byczka postanawia się zerwać z łańcucha i popędzić do lasu razem z byczkiem. Ręce opadają, mówiłyśmy, ostrzegałyśmy, prosiłyśmy.. jedyne co się nasuwa to, „ a nie mówiłam?!”. Całe szczęście krowa została złapana w stosunkowo krótkim czasie, a byczek? A byczek tak się przeraził całą sytuacją, że uciekł i nie mogłyśmy go zlokalizować. Nie było go przez trzy kolejne dni, traciłyśmy nadzieje, chodząc codziennie po pięć godzin w deszczu i szukając „ naszego” byczka z lasu. Po całym zamieszaniu z krowami przystąpiłyśmy do negocjacji z Panem właścicielem byczka, który przyjechał z nami porozmawiać. Pierwsza rozmowa koło przyjemnej nawet nie stała, oczywiście dla Pana właściciela byczka. Byłyśmy naładowane negatywnymi emocjami, zmęczeniem, frustracją i bezsilnością, a także brakiem pomocy i skazaniem na własne oczy, uszy, ręce i w dużej mierze nogi. Pan Właściciel usłyszał od nas wiele nieprzyjemnych i bardzo głośnych zdań. On sam jednak postanowił z nami całkowicie i z dużym zaangażowaniem współpracować. Zgodził się na oddanie nam byczka za darmo, nie chciał od nas żadnych pieniędzy, po prostu jest nasz, ale musimy mu pomóc go złapać. Przepełnione radością zorganizowałyśmy weterynarza i Pana, który dysponuje strzelbą i środkami usypiającymi, a także wszystkimi pozwoleniami na jej użytkowanie.
  • Dzień kolejny. Idziemy lokalizować byczka. Byczek zniknął, nie ma świeżych odchodów, nie ma świeżych śladów jego kopytek.. kilka kolejnych dni poszukiwań na marne. Nie poddajemy się, dzielnie brodzimy po podmokłym lesie z workami jedzenia na plecach i szukamy. JEST ! Jest nasz byczek. Stoi przemoczony, trzęsący się z zimna i patrzy na nas dużymi, zmęczonymi i przerażonymi , ale nadal czujnymi oczami.. nie ucieka, zdziwione podchodzimy bliżej i bliżej. Co widzimy? Widzimy dziecko, przerażone zwierzęce dziecko, które nie ma już siły uciekać przed złem, którego doznał już zapewne wiele w swoich jakże krótkim byczkowym życiu. Dlaczego ? Dlatego, że ten cielaczek, malutki cielaczek duchem i odwagą sięga nieba.. uciekł on bowiem z transportu na rzeź!! Jechał ze swoją mamą, braćmi i siostrami, ze swoją zwierzęcą rodziną do miejsca, które już bardzo dawno powinno przestać istnieć!!  Ten dzieciak przebył bardzo długą i zapewne niezwykle ciężką, owianą strachem i bólem jak wiatrem drogę z Niemiec do pierwszego przeładunku w Tychach i w momencie kiedy z jednej ciężarówki śmierci miał wejść do drugiej, która nie pachniała niczym dobrym, UCIEKŁ. Uciekł bo chciał ŻYĆ!! Chciał być bezpieczny, uciekł przed złem, przed biciem przed ŚMIERCIĄ.

Przez 1,5 miesiąca chował się w lesie, starając się nie przeszkadzać nikomu, był niewidzialny, chciał ŻYĆ bez bólu i cierpienia. Podążał na oślep za stadem jeleni w nadziei, że znajdzie u nich schronienie i towarzystwo, którego na pewno mu brakowało. Jelenie odrzuciły jego prośby o przyjęcie do stada, został sam.. mały byczek w wielkim lesie bez wody i jedzenia, w największych mrozach naszej tegorocznej zimy był motywowany do przetrwania jedynie silną wolą życia…

Drodzy ludzie o wielkich sercach czy możemy liczyć na Waszą pomoc w przywrócenie byczkowi wiary w ludzi?! Czy ktoś z Was drogie Fundacje o wielkich sercach zgodzi się wziąć Naszego byczka z lasu pod swoje skrzydła zapewniając mu bezpieczny dom bez bólu i cierpienia, bez głodu i pragnienia do końca jego dni? Czy możemy Was prosić o podarowanie mu kawałka Waszego Fundacyjnego nieba? Wiemy, że Wam też jest ciężko, że nie da się uratować wszystkich istot w potrzebie, my to wiemy, ale powiedzcie jak mamy to wytłumaczyć jemu ? … Jak ?! Czy to bycze dziecko nie wywalczyło sobie swoim wielkim sercem szansy na darowanie życia? Prosimy, prosimy, my, które go znalazłyśmy.. prosimy w jego imieniu o jego życie, błagamy Was o nie odwracanie wzroku, spójrzmy wszyscy na świat jego oczami…

Bardzo prosimy o nie wymienianie fundacji i instytucji, do których możemy się zwrócić z prośbą o podarowanie naszemu byczkowi z lasu domu. Zapewniam, że zwracałyśmy się o pomoc wszędzie gdzie się tylko da… mamy bardzo mało czasu. Właściciel ma obowiązek zabrać byczka z lasu, jest naciskany przez władze.., a my, pomimo tego, że wszystko jest już załatwione i właściciel naprawdę chce nam go oddać mamy związane ręce! Brakuje nam dla niego jedynie i aż DOMU ! Jeszcze raz  Drogie Fundacje, błagamy nie pozwólcie, żebyśmy zostały zmuszone oddać go tam, skąd uciekł.. przeciągamy jego pobyt w lesie już i tak za długo… ostateczny termin na jego złapanie jest w niedziele, za 4 dni!”

byczek

Skomentuj

Nasza strona używa ciasteczek (tzw cookies). dowiedz się więcej

Nasza strona internetowa używa plików cookies (tzw. ciasteczka) w celach statystycznych, reklamowych oraz funkcjonalnych. Dzięki nim możemy indywidualnie dostosować stronę do Twoich potrzeb. Każdy może zaakceptować pliki cookies albo ma możliwość wyłączenia ich w przeglądarce, dzięki czemu nie będą zbierane żadne informacje

Zamknij