Dolly

Chora Dolly

 

Opieka nad zwierzętami nie jest usłana różami, jest to droga pełna smutku i trwogi, rozmyślań nad przemijaniem czasu, nad kołem narodzin i śmierci,

Dolly to staruszka, która jest z nami już bardzo długo, przyjechała do Tary na początku naszego pobytu w Porębach. Zawsze szczupła, zawsze szybka, zawsze w galopie starała się wyprzedzić wszystkie konie, tym razem to czas Ją zaczyna wyprzedzać. Przy chowaniu koni do stajni 6 listopada w środę o godzinie 14. 15 Dolly nie mogła podnieść się z pozycji mostkowej, nie mogła wstać i pójść do stajni, do swojego boksu. Próbowaliśmy dźwignąć ją na pasach i udało się, stanęła przy pomocy 6 ludzi. Nasza radość trwała jednak krótko Dolly po chwili przestała utrzymywać swój ciężar nogi się pod nią ugięły i położyła się znów na ziemie. Przy kolejnej próbie podniesienia, nie pomagała już wcale, jedyne, co mogliśmy zrobić to przykryć ją ciepłą derką i oczekiwać na przyjazd weterynarza. W międzyczasie została schowana do stajni reszta schroniskowych koni. Nadjechał weterynarz, oprócz masy kroplówek podał jej również szereg leków wzmacniających, wszystko by Dolly wstała, by schowała się, przed nadchodzącym deszczem. Nic nie pomogło, zmierzchało już, konie w stajniach jadły drugi posiłek, a ona bez sił leżała na padoku. Trzeba działać, nie zostawimy jej przecież na dworze. Ktoś przyniósł materiał, ktoś pasy. Przesunęliśmy bezwładnego konia na rozłożoną błękitną plandekę, przypominającą skrawek lipcowego nieba, tak bardzo kontrastujący z szarością ziemi, w czwórkę udało się nam metr po metrze podciągnąć ją pod budynek, jednak do stajni prowadzi lekka pochyłość, tej już nie daliśmy rady pokonać, w oddali słychać już było deszcz, musieliśmy się spieszyć. Zdesperowani, z zachowaniem wszelkiego bezpieczeństwa wobec konia, podwiązaliśmy pasy do plandeki, zaczepiliśmy te pasy o samochód i powoli, asekurując ze wszystkich stron wciągnęliśmy Dolly do korytarza jej rodzimej stajni.

Wszystko się udało

Dolly nie zmokła, była zabezpieczona, żeby tylko chciała wstać, chciała żyć dalej. Po całej nocy pilnowania, wielu próbach podania jej wody (nie chciał nic pić), nadszedł poranek, i jedyna rozsądna decyzją by ją podwiesić, na tym samym sprzęcie, na którym umieszczony był Silwer. Po dwóch godzinach (brak pomocy ze strony Dolly, i modyfikacjach sprzętu, udało się umieścić ją w pozycji pionowej. Na początku, nie mogła utrzymać się na własnych nogach, wisiała na podwiesiu. Po dwudziestu minutach, ku naszej ogromnej radości i nadziei rozkwitającej na nowo w sercu, wyprostowała nogi i podniosła się, stając. Później po kolei woda, trochę siana i weterynarz, ten podał kolejne leki wzmacniające. Dolly naprzemiennie stała i odpoczywała zwisając. Ogromnym pocieszeniem w tej całej przytłaczającej sytuacji, jest fakt, że dopisuje jej apetyt, ale wiemy czas jest nieubłagany, pędzi na przód nie zwracając uwagi na poszczególne istnienia.
Dolly czy pozostaniesz jeszcze z nami, z całą swą końską bracią, życie czy podarujesz jej jeszcze jedną wiosnę, lato pastwiskowe, czerwoną jesień…
Aż strach pomyśleć jak wiele mamy starych i chorych koni

 

 

Skomentuj

Nasza strona używa ciasteczek (tzw cookies). dowiedz się więcej

Nasza strona internetowa używa plików cookies (tzw. ciasteczka) w celach statystycznych, reklamowych oraz funkcjonalnych. Dzięki nim możemy indywidualnie dostosować stronę do Twoich potrzeb. Każdy może zaakceptować pliki cookies albo ma możliwość wyłączenia ich w przeglądarce, dzięki czemu nie będą zbierane żadne informacje

Zamknij