Marysia przyjechała pierwszy raz do ośrodka, w którym prowadzona jest hipoterapia. Nie widzi. Słyszy gwar dzieci. Prowadzona przez mamę dotyka po drodze wózki inwalidzkie. Nie słyszy płaczu rehabilitowanych dzieci tylko śmiech i rżenie koni. Do dziecka podprowadzono myszatego konia, był bardzo wyrozumiały, pozwolił by malutkie rączki dotykały go od uszu po ogon
– ” Czuję go. Tutaj ma chrapy, takie delikatne, mięciutkie- o, polizał mnie. Jaki kochany, cieplutki. Tutaj bije jego serce, jak mocno, a tu brzuszek, ale tam bulgocze- najadłeś się, co? Mamusiu popatrz on oparł głowę na mnie na ramieniu. Jaki on miły „
– „Marysiu, od teraz ten konik będzie cię woził, razem będziecie podróżować tutaj na łące. Choć kochanie, posadzimy cię na nim „
-” Czy jego nie boli? Nie jestem za ciężka?”
-„Nie malutka, dla niego jesteś jak motylek, przytul się do jego grzywy, obejmij za szyję „.
Od pierwszego spotkania chorego dziecka z koniem minęło parę miesięcy. Marysia tęskniła za swym zwierzęcym terapeutom. prosiła mamę by dla przyjaciela kupowała marchewki i jabłka. Ale to ona go karmiła. Ona go witała, choć nie do końca. Koń rżał na widok swej podopiecznej, podbiegał, gdy się pojawiała. Pozwalał jej na wszystko.
– „Popatrzcie jak to dziecko się rozwinęło, jak ta mała dziewczynka się otworzyła, nawet w szkole ma coraz lepsze oceny. Tak mówili pełni dumy rodzice. Ile śmiechu i radości pojawiło się w tej rodzinie. Nauczycielka od plastyki nie mogła się nachwalić, mała dziewczynka, choć nie widoma lepiła z plasteliny figurki koników wiernie odtworzone-jak by widziała?
– „Marysiu, kochanie za szybko jedziesz, uważaj!”
-, „Ale, mamo – mój przyjaciel wie, co robi. Kocham go, wiesz?”
To stało się 9 sierpnia 2012. W nocy na pastwisko gdzie pasły się konie weszli ludzie. W rękach mieli sznury i kije. Ukradli trzy konie. Tajemnicą poliszynela jest to, że dwa konie natychmiast zawieźli do rzeźni. Bicia, wyzwiska, krzyki, rany. Szarpanie się koni-terapeutów, nic nie dało. Wepchnięto jednego po drugim…..strzał w głowę, poderżnięte gardło, zdarta skóra. Mięso w półtuszach. nie ma śladu. Trzeci koń nie zmieścił się na pakę samochodu, jechał w drugim aucie Vw passat. Powiadomione o kradzieży służby policyjne patrolowały szosy. Zatrzymały samochód, w którym znajdował się czerwony od własnej krwi koń Zwierze zostało uratowane. Jest leczone, już nie ufa ludziom. Czy będzie pomagać dzieciom w potrzebie?
– „Marysiu, no już wsiadamy na konia”
– „Nie! Mamo, nie! Gdzie jest mój przyjaciel? Ten koń to nie On. Mamo, gdzie jest mój przyjaciel¬? – ”Kochanie, ten konik….to przecież konik”
– „Oszuści! Oszuści! Gdzie jest mój kochany przyjaciel? Ten koń nie pachnie jak On. Nie rży jak On. Nie mówi do mnie. Mamo, On do nie mówi.”
-„Marysiu, kochanie- zjedz coś’
-„Marysiu, kochanie – odezwij się.
Marysiu kochanie nie gaśnij. :
( materiał dziennikarski Pani Barbary Koszeli)
Koniokrad przychodzi nocą W środku nocy na mało uczęszczanej leśnej drodze policjanci znaleźli porzuconego busa. W środku auta leżał zakrwawiony koń. Jego łeb wystawała przez wybite okno. Tej samej nocy z pastwiska pod Pomyskiem Wielkim zniknęły jeszcze dwa inne konie. Wcześniej służyły chorym dzieciom, pomagały w hipoterapii.
- BEZ SKRUPUŁÓW
Był czwartek 9.08. około godz. 2.00 w okolicach Jasienia policyjny patrol zatrzymał do kontroli VW Passata. Kiedy funkcjonariusze zajęci byli sprawdzaniem dokumentów kierowcy Volkswagena z impetem minął ich dostawczy bus. Policjanci zostawili Volkswagena w spokoju i ruszyli w pościg za busem. Po przejechaniu kilku kilometrów zauważyli stojące na drodze auto. W środku nie było jednak kierowcy, a jedynie poraniony i wystraszony koń. Klacz trafiła do gospodarza mieszkające milka kilometrów dalej w Brzezinkach. Ten przypuszczając, że pochodzi z hodowli znajomego zadzwonił do niego – Człowiek, któremu zostawili ją pod opieka sądził, że to koń Wiesia Kożyczkowskiego mojego sąsiada. Kiedy sprawdził, że u niego wszystko w porządku dał znać mi – opowiada Leszek Stenka, hodowca koników polskich z Pomyska Wielkiego, właściciel odnalezionej klaczy. Kiedy w czwartek rano L. Stenka razem z żoną udał się na pastwisko pod Pomyskiem Wielkim, stwierdzili, że w stadzie brakuje 3 sztuk. – Pojechaliśmy do Brzezinek, aby rozpoznać, czy znaleziony w nocy koń to nasz – opowiada hodowca. Widok, jaki zastali na miejscu na długo zapadnie im w pamięci. – Żona od razu poznała, że to Nizina, jej ulubiona klacz. Kupiliśmy ją w Żywcu i mamy już 5 lat. Na głos żony zawsze się odzywała, teraz nawet nie drgnęła. Koń, który wcześniej bez problemu bardzo ufnie podchodził do człowieka, teraz stał nieruchomo na pastwisku, nie reagował na wołanie żony. Klacz miała zerwane podeszwy, poranione nogi, głowę. Byliśmy przerażeni – mówi L. Stenka. - ZNALEŹĆ ŚLAD
Jeszcze w czwartek właściciele Niziny, zgłosili zaginięcie dwóch pozostałych koni klaczy Wiktorii i wałacha Kojo. Na własną rękę zaczęli szukać po okolicy swoich zwierząt. – Niestety nie trafiliśmy na żaden ślad. Jedyne, co udało nam się ustalić to, to, że zginęły najdorodniejsze sztuki. Wszystko wskazuje na to, że najprawdopodobniej poszły na rzeź. Po tym, w jakim stanie jest Nizina widać, że złodziejom nie zależało, żeby koń nie ucierpiał. Z drugiej strony jak pomyślę sobie, że tamte dwa konie były zdecydowanie większe niż Nizina, to jak musiały być zmaltretowane, skoro transportowano je takim busem – mówi pełen emocji hodowca.- Domyślamy się też, że złodzieje nie mieli większego problemu z poskromieniem koni, bo te przyzwyczajone były do człowieka, ufały każdemu – dodaje mężczyzna. Żona pana Leszka skojarzyła też, że dwa dni wcześniej w pobliżu pastwiska widziała kręcących się Passatem mężczyzn. Dopiero później skojarzyła fakty i domyśliła się, że już wtedy ktoś mógł obserwować ich konie. - SPRAWCY SĄ, KONI NIE MA
Policja jest bardzo powściągliwa w słowach. – Prowadzimy postępowanie w sprawie kradzieży trzech koników polskich z pola pod Pomyskiem. Sprawcy są już ustaleni dwóch z nich usłyszało już zarzut kradzieży. Zatrzymanie pozostałych to kwestia czasu – mówi lakonicznie pełniący obowiązki oficera prasowego Komendanta Powiatowego Policji w Bytowie, Jarosław Juchniewicz. Funkcjonariusz dodaje, że sprawcom za kradzież koni grozi do 5 lat pozbawienia wolności. Nadal jednak nie wiadomo, co stało się z para koni, których nie odnaleziono. Niestety nikt też nie pokusił się o przeprowadzenie dochodzenie w sprawie niewłaściwego przewożenia koni i znęcania się nad nimi. Przypomnijmy, że odnaleziona klacz była w opłakanym stanie. – Nie wiem jak ważącego blisko tonę konia można wcisnąć do busa. Chcąc wozić konie musiałem zrobić specjalna licencję, aby zwierzęta w transporcie w żaden sposób nie ucierpiały – mówi pan Leszek. Policja powinna też zbadać wątek ewentualnego nielegalnego uboju koni, bo sposób, w jaki je transportowano nie zostawia złudzeń, po co je ukradziono. - TO WIELKA STRATA
Państwo Stenka bardzo przeżywają stratę koni. Hodowlą konika polskiego zajmują się od 6 lat. Ich stado liczy blisko 60 sztuk, konie pochodzą z najrzadszych starych polskich linii. (pisaliśmy o tym w Kurierze z 2.08. w art. Koniki, ale dzielne). – Jeździmy po całym kraju i szukamy tych zagrożonych ras. Konie mają pełną dokumentację, paszporty. Przez te kilka lat udało nam się stworzyć stado, w którym każdy zna już swoje miejsce. Początki nie były łatwe – opowiadają Leszek i Grażyna Stenka. Ich konie wykorzystywane są do rekreacyjnej jazdy po okolicy, ale też do nauki, a głównie hipoterapii. Doskonale znają je dzieci z Sulęczyna, Parchowa i Nakli. – To nie były tylko konie, to byli nasi przyjaciele. Z pomocy Kojo tygodniowo korzystało kilkadziesiąt osób, w tym większość dzieci. Co ja teraz im powiem? – mówi łamiącym się głosem pani Grażyna. Do Sprawy wrócimy.Drodzy Państwo!
Od lat wiemy o kradzieży zwierząt, które są natychmiast zabijane. Od lat wiemy o kradzieży koni – na rzeź. Dla pieniędzy, dla tej wielkiej mamony. Już czas, by czuć się bezpiecznie. Już czas, by ktoś zaczął o ty mówić. Już czas, by prawo zaczęło chronić naszych przyjaciół. Już czas, by powiedzieć: – Nie jestem bez silny.
Drodzy Państwo!
Piszcie do nas o koniach, które wam skradziono. Chcemy zainteresować tematem odpowiednie władze i dziennikarzy. Chcemy przedstawić skalę problemu. Dla wielu z nas te zwierzęta to najwierniejsi przyjaciele, rodzina. Już czas …. Przecież nie żyjemy na dzikim zachodzie? Prawo jest prawem? Winny jest ukarany? Prawda?
– „ Marysiu. Dziecko proszę zjedz coś”.