Ogrodzenie przetrwania

Rozkładanie pastucha

 

Ot, co nam się z Łukaszem trafiło, prawdziwa Gujana Francuska i zajęcia wyglądające jak szkolenie z Legii Cudzoziemskiej, poprzednie rozkładanie ogrodzenia elektrycznego w deszczu to „mały pikuś” w porównaniu z tym terenem, który teraz grodziliśmy i specyfikacją terenu, w jakim to grodzenie następowało, niemałe znaczenie odegrał też udział regionalnej fauny.

Ale zacznijmy od początku, nadszedł już czas, kiedy konie wyjadły pastwisko do zera i przyszła najodpowiedniejsza pora, by je przestawić w nowe miejsce, w związku z tym ekipa, która rozkładała poprzedniego „pastucha” (Piotr – mąż Scarlett i Łukasz – pracownik Tary) została zmobilizowana ponownie i wysłana na pastwiska. W dniu, kiedy pojechaliśmy, zajechał również Pan Prezes Stowarzyszenia, które użycza nam tego terenu i pokazał mniej więcej tłumacząc gdzie leżeć ma granica ogrodzenia. Jeszcze nie zdawaliśmy sobie do końca sprawy jak duże ono będzie. Rozpoczęliśmy tradycyjnie od wyznaczenia i wkopania drewnianych słupków i wkręcenia plastikowych izolatorów. Słupków do wkopania wyszło bardzo dużo, a w trakcie wkopywania trafialiśmy na naprawdę twardy grunt, już wtedy dała znać o sobie rzesza różnych insektów, ogólnie naliczyliśmy około dziewięciu latających stworzeń (meszki, komary, 4 rodzaje gzów, 2 rodzaje much i inne) po 10 minutach rozstawiania, kiedy to pełni optymizmu w początkowej fazie, wyruszyliśmy w koszulkach, musieliśmy wrócić się po bluzy z długimi rękawami. Co jak później się okazało było

dobrym pomysłem,

pomimo 34 stopni upału.  W trakcie rozstawiania słupków mogliśmy sprawdzić teren i no cóż nie zapowiadało się wesoło. Przez teren szły dwa dosyć szerokie rozlewiska wodne, które do czasu ostatnich deszczowych dni były rowami. Następnym krokiem było rozłożenie naciągniętej pierwszej taśmy wyznaczającej równe linie pomiędzy drewnianymi słupkami, co też uczynił Łukasz, ja zaś wstawiałem już na naciągniętej taśmie białe słupki ogrodzeniowe.  Po drodze napotkaliśmy kilka naprawdę wysokich i rozległych pól pokrzyw, które do kompletu pogryzionych dłoni, poparzyły je tak dokładnie, że czuliśmy to jeszcze wieczorem następnego dnia.

Nie do ominięcia okazały się również rozlewiska rowowe, przy pierwszym chodziliśmy po lesie i szukaliśmy jakiegoś długiego powalonego drzewa by zrobić mostek na drugą stronę i pomimo krzywizny tej gałęzi udało nam się zamoczyć tylko delikatnie.  Drugie rozlewisko wyglądało na dosyć płytkie, ale jak się okazało do kostek to było tylko przez 1 metr, później prawie po pas. Tak już zmoczeni przy rozkładaniu następnych taśm, nie korzystaliśmy z mostków, nie poszukiwaliśmy brodów, szliśmy na „szagę”. Było nam już wszystko jedno, byle do 10 w nocy zdążyć z rozłożeniem 2 taśm i udało się. Na drugi dzień rozłożyliśmy 3 taśmę, dokończyliśmy dzieła i konie przeszły na inne pastwisko, ale to już zupełnie inna historia.

 

Skomentuj

Nasza strona używa ciasteczek (tzw cookies). dowiedz się więcej

Nasza strona internetowa używa plików cookies (tzw. ciasteczka) w celach statystycznych, reklamowych oraz funkcjonalnych. Dzięki nim możemy indywidualnie dostosować stronę do Twoich potrzeb. Każdy może zaakceptować pliki cookies albo ma możliwość wyłączenia ich w przeglądarce, dzięki czemu nie będą zbierane żadne informacje

Zamknij