Oponki

Ta wiadomość jest również związana z Tarą, bo z wolontariatem, a przy okazji trochę się polansuję, a co, w końcu rzadko się o mnie pisze w formie osobowej.
Czasem, człeka na słodkie weźmie taka chcica, że kilo cukru by zjadł. Ale nie, nie byliśmy barbarzyńcami. Zrobiliśmy to bardziej kulturalnie. Wykorzystaliśmy fakt, iż zbliża się zima i trzeba zmienić oponki. Właśnie „oponki” to kluczowe słowo stało się dominujące tego wieczoru. Co prawda rozmawialiśmy o całkiem innych oponkach (tych tłuszczowych dookoła tułowia), ale zamiast się ich pozbywać, dokonaliśmy aktu ich napompowania.

oponki 11

Cała rozmowa była krótka, a wyglądała mniej więcej tak:
Osoby uczestniczące Dagmara- wolontariuszka czasowo robiąca za stojak pod szafkę, Kasia- wolontariuszka, znudzona fotografka szukająca nowych ekspozycji, Tarowy Piotr – mistrz idący zagnieździć się na okres zimowy w biurze.

Miejsce akcji: młodzieżowa kuchnia, plac doznań kulinarnych, smakowych rozkoszy i takich tam innych.
P. – idzie zima, czas poćwiczyć i zrzucić oponkę ( w przelocie)
D. – no przydałoby się (poprawiając ułożenie szafki na barkach)
K. – mhhh, ehh (znudzonym głosem)
D. – słodkie, słodkie, co by tu zjeść słodkiego
K. – mhhh, ehh (znudzonym głosem)
P. – może bym ciasto upiekł
D. – takie z makiem jak ostatnio
K. – mhhh, ehh (znudzonym głosem)
D. – a oponka będzie rosła
K. ­- mhhh, ehh (znudzonym głosem)
P. – wiem, zrobimy oponki
K. – mhhh, ehh, zróbmy (trochę żywiej)
D. – (mając już obłęd w oczach, lekko skandując) tak, tak, tak, oponki, oponki, oponki

Po przygotowaniu odpowiednich składników i sprawdzeniu czystości rąk u Piotra, przez Piotra, zabraliśmy się do pracy. W pierwszej fazie działań, Dagmara zajęła stanowisko kierownicze i hipnotyzując ciasto, przyspieszała jego wyrabianie (dawało się słyszeć odgłos przełykanej śliny). Wyrobnik Piotr kręcił wałki, mhh, mhh chciałem rzec wkrawał krążki i kółeczka, a fotografka Kasia dostała „szwungu” i przemieszczała się z aparatem jak szalona, w międzyczasie pstrykając zdjęcia, niestety ze względu na wykonywanie tej czynności, z wieczornego pichcenia nie mamy żadnych fotek Kasi. W drugiej fazie, którą było smażenie, do pracy zostali zaprzęgnięci wszyscy, skończyły się podziały klasowe i w imię nadchodzącej słodyczy, dającej się prawie namacalnie wyczuć w ustach, dokańczaliśmy działa sześciu rąk i jednego aparatu. Do konsumpcji już nikogo nie trzeba było zapraszać, nastąpiła samoistnie, jak z automatu. Oponki, nie chwaląc się wcale, wyszły świetnie. Dla Dagmary i Kasi były doskonałą nagrodą za trud hipnozy (pot na czole) i rewelacyjne wprost zdjęcia (70% rewelacyjności dzięki mojej osobie, 30 % artystyczne ich wykonanie).
Obżarci jak bąki, kulturalnie udaliśmy się do swych komnat w celu wykonywania wcześniej zaplanowanych czynności. Na zakończenie chciałbym komuś podziękować

W tym dniu hasło „ po osiemnastej nie jem” odleciało w niebyt.

Skomentuj

Nasza strona używa ciasteczek (tzw cookies). dowiedz się więcej

Nasza strona internetowa używa plików cookies (tzw. ciasteczka) w celach statystycznych, reklamowych oraz funkcjonalnych. Dzięki nim możemy indywidualnie dostosować stronę do Twoich potrzeb. Każdy może zaakceptować pliki cookies albo ma możliwość wyłączenia ich w przeglądarce, dzięki czemu nie będą zbierane żadne informacje

Zamknij