Owieczki
Po raz kolejny pojechałam do Pani Magdy, tym razem po to, by ustalić logistycznie transport zwierząt do mazurskiego ośrodka. Pani Magda płacząc powiedziała:
„Dziękuję Wam za chęć pomocy, dziękuję, za szybką reakcję, ale w nocy przyśnił mi się mój zmarły mąż. Pamiętam, jak cieszył się, że mamy tak wiele zwierząt: koty, psy, konie, owce, kozy. Gdy tak nagle umarł wyłam jak zwierzę w sidłach. Byłam pewna, że nie dam rady. Dlatego dzwoniłam do Pani. Dziękuję Wam wszystkim, ale zwierzęta muszą zostać w domu.
Wynajęłam już pana, który mi pomaga. Chcę zrobić to dla mojego męża. Pierwszy szok po jego śmierci już mija, otrząsam się. Chcę żyć i działać dla naszych dzieci i zwierząt”.
W pierwszym momencie poczułam złość, taką zwykłą, ludzką. Ludzie zaufali Tarze, przekazali pieniądze na transport zwierząt, tyle telefonów musieliśmy wykonać, tak wielu ludzi prosić o pomoc, a tu w momencie, gdy wszystko zorganizowane, właścicielka mówi, że już nie potrzebuje pomocy, że była w szoku. Powiedziałam jej, niech dobrze przemyśli swoją decyzję. Powiedziałam, że za miesiąc czy dwa może znowu będzie prosić o pomoc, a my już jej nie będziemy mogli pomóc.
„Pani Scarlett, spróbuję. Chcę żyć znowu. Mam nadzieję, że dam radę”
Złość mi przeszła, byłam okropna czując- właśnie, co czując? Czułam, że zawiedliśmy naszych darczyńców, że zawiedliśmy patrol interwencyjny na mazurach, że dodaliśmy dużo pracy gospodarzom posiadającym owczarnię, którą przystosowywali do przyjęcia owieczek i kóz spod Wrocławia. Złość nie powinna w ogóle być we mnie. Jeśli Pani Magda nie da rady- pomożemy. Dzisiaj niech ona walczy o swoje szczęście, życie to również pamięć o tych, którzy odeszli. Musimy to uszanować.
Drodzy Państwo,
Jesteśmy gotowi oddać wszystkie darowizny, które przekazaliście na transport owieczek i kóz. Dlatego bardzo prosimy o kontakt mailowy od tych z Was, którzy zażądają zwrotu darowizny. Jeśli jednak uznacie Państwo, że te środki możemy wykorzystać w innym celu, to tak zrobimy. Gospodarstwo na mazurach jest prawie puste. Właściciele tego miejsca przyjmą inne zwierzęta w potrzebie. W każdej chwili.
Obecnie interweniujemy w trzech miejscach. W żadnym z tych miejsc właściciele nie proszą o pomoc. Twierdzą, że zwierzęta są ich własnością i mogą z nimi robić, co im się podoba. Sprawy są bardzo trudne, a jeszcze gorzej, że w tym momencie nie możemy pokazać Wam zdjęć zamorzonych zwierząt, by prosić o jeszcze większą pomoc. Niestety nie pomożemy tym zwierzętom, jeśli teraz nagłośnimy sprawę. W jednym z tych miejsc, od trzech lat pewna organizacja pro-zwierzęca walczy o pomoc dla ponad 100 zwierząt. Prokurator tylko zbiera „papierki”, media od dawna nagłaśniają „sprawę”, Powiatowy Lekarz Weterynarii mówi, że wszystko jest przecież „prawie” dobrze.
Trudna sprawa, czy może jakieś „układy” ?
My też się uczymy, dlatego chcemy to zrobić po swojemu. Jak? To już za chwilę.