Relacja z Targów – Pajęczno 2011 – Dorota H.

Był to pierwszy koński targ, na którym byłam, w związku, z czym, przed wyjazdem miałam trochę mieszane uczucia i nie wiedziałam dokładnie, czego się spodziewać. W głowie miałam tylko przerażające obrazy, które utkwiły mi w pamięci po obejrzeniu filmów ze Skaryszewa.

Wyjechałyśmy z Tary o północy. Podróż trwała ponad 4 godziny. Kiedy dotarłyśmy na miejsce, targi dopiero się rozpoczynały. Stałyśmy jeszcze na parkingu, ale już dochodziły do nas odgłosy końskich kopyt uderzających o metalowe obudowy przyczep i rżenie tych przestraszonych zwierząt. Około godziny 5: 30 poszłyśmy na pierwszy zwiad. O tej porze było jeszcze mało handlarzy i niewielki ruch na targu.

Konie były dopiero wyprowadzane z przyczep i przywiązywane do nich na zewnątrz. Jednak w miarę upływu czasu zjeżdżało się coraz więcej wozów i robił się coraz większy tłok. Nasilało się także zmęczenie i przerażenie zwierząt, które przez cały ten upalny dzień nie dostały ani kropli wody do picia.

Prawdziwa gehenna rozpoczęła się około południa.

Wtedy zaczęły się pierwsze załadunki. Część koni buntowała się i broniła przed okrucieństwem, inne natomiast stały przed przyczepami ze wzrokiem, pełnym stłumionego cierpienia, utkwionym w ziemi. Obdarte z godności, jakby pogodzone już z losem, który je czekał…

Najsmutniejsze w tym wszystkim było poczucie bezradności.

Wiedziałam, że nie mogę pomóc tym pięknym, ukochanym przeze mnie stworzeniom. Miałam świadomość, że za kilka godzin wyruszą one w swą ostatnią drogę, a ja nie mam na to żadnego wpływu…

Przykry był także widok ludzi zwiedzających targ. Rodziny z dziećmi chodziły od tira do tira z uśmiechami na twarzach, a brutalne i okrutne załadunki oglądały z wielkim zainteresowaniem, jakby była to jakaś sensacja, a nie dramat żywych istot.

Jednak mimo tych strasznych scen, których byłam świadkiem, myślę, że odniosłyśmy swego rodzaju sukces. Oczywiście padały w naszą stronę niezliczone ilości wyzwisk, ale z drugiej strony ludzie liczyli się z nami. Inspektorzy weterynaryjni pojawiali się przy każdym załadunku, przy którym stała, chociaż jedna z nas z kamerą lub aparatem i upominali handlarzy by nie dopuszczali się aktów przemocy. To mi dało nadzieję. Bo skoro zaledwie trzy niepozorne kobitki doprowadziły do tego, że handlarze próbowali pakować konie poza terenem targowiska (abyśmy tylko nie widziały), to pomyślcie, czego zdołamy dokonać, kiedy będzie nas więcej – dziesiątki, setki, może nawet tysiące!
Dorota H.

 

Skomentuj

Nasza strona używa ciasteczek (tzw cookies). dowiedz się więcej

Nasza strona internetowa używa plików cookies (tzw. ciasteczka) w celach statystycznych, reklamowych oraz funkcjonalnych. Dzięki nim możemy indywidualnie dostosować stronę do Twoich potrzeb. Każdy może zaakceptować pliki cookies albo ma możliwość wyłączenia ich w przeglądarce, dzięki czemu nie będą zbierane żadne informacje

Zamknij