Podsumowanie roku

Za nami kolejny rok. Pełen nowych wyzwań, przeszkód i potyczek. Ale również codziennych radości, które nadawały sens naszym działaniom i dawały siłę na kolejne dni.

Z pewnością przełomowym wydarzeniem była akcja w Skaryszewie. Największa do tej pory, która pochłonęła wiele sił, przygotowań i nieprzespanych nocy. Stała się podsumowaniem dotychczasowych, wieloletnich działań. Akcja, która bardzo zmieniła dotychczasowe życie w Tarze. Trafiło do nas ponad 60 koni, a plany na przyszłoroczny targ w Skaryszewie po raz pierwszy stanęły pod znakiem zapytania. Uratowanie tylu żyć, zorganizowanie tak dużej akcji, nagłośnienie horroru naszych polskich koni – to wszystko było warte każdego wysiłku, stresu i łez. Niestety nasza walka musi trwać dalej. Zabolało, gdy wiele osób odwróciło się od Tary, kiedy spadły na nas bezpodstawne oskarżenia, zebraliśmy baty za wspólną walkę. Nie mieliśmy nawet czasu się bronić, ponieważ dla nas Skaryszew nie skończył się po targu.

Wykupienie koni, które stały w rzeźniczych boksach, chore, pobite, poranione było kolejną częścią akcji, którą rozpoczął przeklęty targ. Czekały na śmierć, patrząc na cierpienie swoich braci. Uratowaliśmy wszystkie, które wtedy spojrzały nam w oczy. Sukces? Tak, bo po raz pierwszy ktokolwiek nie tylko wkradł się na teren rzeźni, ale zabrał te, które los skazał na śmierć! Jednak wbrew pozorom świadomość tego, co się stało, nie pozwala spokojniej spać, nie ucisza sumienia i krzyku w głowie. Nie ucisza rozpaczliwego rżenia o pomoc tych, których nie udało i nie udaje się uratować.

Konie przyjeżdżały chore, cała Tara stała się szpitalem. Leczyliśmy, ratowaliśmy, karmiliśmy, uczyliśmy czym jest czuła dłoń, że człowiek potrafi być dobry. Choroby często wracały. Wychodziły problemy zdrowotne koni słabych, źle odżywionych, za wcześnie zabranych od matek, często równie zabiedzonych, które nie miały sił wyżywić swoich dzieci.
Kiedy zwoziliśmy konie z targu i później z rzeźni, w stajni panował hałas, nerwowe rżenie, one nadal nie wiedziały, co się dzieje. I ten zapach, tak inny od tarowych koni, nieprzyjemny, ostry. Dopiero po dwóch dniach zaczęły się uspokajać, kolejne dwa odsypiały cały stres. Dzieciaki zmęczone swoim krótkim, bezlitosnym życiem, kładły się i chrapały. Powolutku w ich życie wkraczał spokój.

Jeden z pierwszych transportów.

Rzeźnicze znaki wycięte na źrebakach. Wzruszenie, kiedy wyprowadzaliśmy wszystkie uratowane dzieciaki, mieszało się ze złością na głupotę i całe zło tego świata.
Pierwsze w historii Tary osiołki. Ta chwila, kiedy zobaczyliśmy tylko wielkie uszy, wystające z bukmana, również zapadła w pamięć.
Pogoń za obklejonym gnojem maluchem, którego handlarz za nic nie chciał sprzedać. Na złość, dla zabawy, z głupoty. To Ganesza i Gandhi, przywiezione w środku nocy aż z Rumunii. Odnalezione i bezpieczne.

Narodziny Life’a. Stały się chyba najbardziej wyjątkowym momentem tych wydarzeń. Po tym całym okrucieństwie, krzyku, waleniu głową w mur zbudowany z ludzkiego zobojętnienia, narodziny kogoś, kto od początku zna tylko dobro i kto nigdy nie zazna cierpienia, stają się cudem.
Nagrodą za każdy rok są dla nas pastwiska i widok wolnych, szczęśliwych koni na zielonych łąkach. Ich radość i beztroska to najlepsze podziękowanie za to, co robimy.
To przy naszych uratowanych koniach możemy odetchnąć, zapomnieć o problemach, odpocząć, choćby na tą krótką chwilę, kiedy stoisz pomiędzy nimi, kiedy podchodzą, kładą się tuż obok Ciebie. Kiedy czujesz ich oddech na policzku i patrzysz w ufne, pełne spokoju oczy. To z takich momentów czerpiemy siłę.

Ten rok zabrał nam przyjaciół.

Zbyt wielu. Zbyt często rozrywał serce na drobne kawałki, których nic nie poskłada dokładnie tak jak do tej pory. Wiemy, że życie zatacza koło, daje nowe i odbiera to, co znamy. I kochamy. Ale strata każdego z nich sprawia wręcz fizyczny ból.

To nie był łatwy rok. Tyle się wydarzyło. Dobrego i złego. Dziękujemy, że byliście z nami. Że walczycie. I pomagacie, tworząc dom dla tych zwierząt i stajecie się częścią wielkiej tarowej rodziny.
Wśród życzeń płynących z każdej strony, przymnijcie też nasze. Życzymy sobie i Wam, żebyście mieli siłę przenosić góry, energię i radość w sercu. Chęci, by walczyć razem z nami o marzenia, które trzeba tylko spełniać. I żebyście potrafili kochać. Ale kochać prawdziwie, nie tylko słowami…

 

Skomentuj

Nasza strona używa ciasteczek (tzw cookies). dowiedz się więcej

Nasza strona internetowa używa plików cookies (tzw. ciasteczka) w celach statystycznych, reklamowych oraz funkcjonalnych. Dzięki nim możemy indywidualnie dostosować stronę do Twoich potrzeb. Każdy może zaakceptować pliki cookies albo ma możliwość wyłączenia ich w przeglądarce, dzięki czemu nie będą zbierane żadne informacje

Zamknij