Koniec lata, koniec trawy, koniec wypasu, czas powrotów. Tak, wiedzieliśmy, że kiedyś ten czas nadejdzie i nadszedł. Pora powrócić najpierw do Nieszkowic, potem do Piskorzyny. O tym jak niechętnie rozbisurmanione konie schodzą z pastwisk mogą opowiedzieć prowadzący, niektóre wręcz trzeba ciągnąć „na siłę” jak dziecko do fryzjera. Ale konie musiał ktoś prowadzić i w tym przypadku ludzie, wolontariusze, przyjaciele Tary nie zawiedli i pojawili się tłumnie.
Pomimo pierwszej przeprowadzki niektórych osób, wszyscy wykazali się ogromną odpowiedzialnością i zdyscyplinowaniem. Nie było ucieczek, niechcianych wolnych rodników (konie, które koniecznie chcą iść bez prowadzącego), ani aktów anarchii. Wszystko odbyło się sprawnie i w miarę szybko.
Dziękujemy wszystkim, którzy pomagali przy przeprowadzce koni, bez Was Kochani nie dokonalibyśmy całości akcji w tak krótkim czasie i radosnym nastroju.