Przyjazd Henryka.

Wszystko zaczęło się w dniu, kiedy po raz pierwszy spotkałam na swojej drodze Tarowego Jasia…
Kiedy tylko Go zobaczyłam wiedziałam, że Jego dom jest w Tarze. I tak się stało, Jasiu galopuje dziś szczęśliwy wraz ze swoimi przyjaciółmi po pastwiskach Tary. Jednak dzięki Jasiowi, udało się uratować kolejne życie….

Kiedy odwiedzałam Jasia, zanim jeszcze trafił do końskiego raju w Piskorzynie, ówczesny właściciel Jasia powiedział, że chce mi coś pokazać… wsiadłam z Nim do Jego malucha i ruszyliśmy…Po paru minutach stałam przy pięknym kasztanku… Dałam Mu trawy, pogłaskałam… był taki piękny… Właściciel powiedział, że jeśli do niedzieli nie znajdzie się kupiec na tego konia, zabiorą Go handlarze. Nie wiedziałam, co robić. Wtedy zupełnie nie znałam koni, zaledwie kilka razy odwiedziłam Tarę, nie miałam pieniędzy, aby zapłacić 2 tysiące za konia, którego życie wisiało na włosku!

Zaczęłam dzwonić do ludzi, pytałam, czy ktoś nie chce kupić pięknego konia, czy ktoś nie zna koniarza, który zechce dać szansę pięknemu kasztanowi… i udało się! Moja dobra znajoma (miłośniczka koni) powiedziała, że Jej wujek pracuje w stajni, w której ten koń może znaleźć swój azyl….Byłam taka szczęśliwa! Znam Edytę całe życie, jesteśmy sąsiadkami, wiedziałam, że mogę Jej zaufać. Była sobota. Przyjechaliśmy po Jasia. Tego dnia miał trafić do Tary, tego dnia Jego los miał się odmienić….
Następnego dnia mieliśmy przyjechać po kasztana. Wszystko było ustalone. Termin i cena….
Jasiu zaskoczył nas wszystkich, mimo swego kalectwa załadowanie Go na przyczepę wcale nie było łatwe. Znajoma zadzwoniła po swojego przyjaciela, jak mówiła „zaklinacza koni” (którego widziałam tego dnia po raz pierwszy i który dziś jest moim mężem…), bo same nie dawałyśmy rady z małym i niepokornym Jasiem. Czekałyśmy na Pawła-zaklinacza, kiedy nagle podjechał samochód. Jego wygląd mnie zaniepokoił…. Z samochodu wysiedli handlarze. Podbiegłam do nich i pytam, dlaczego się tu znaleźli… mówią, że przyjechali po kasztana. Ja na to, że ten koń jutro jedzie do nowego domu, że już wszystko ustalone… widziałam, że po tym, co usłyszeli z jeszcze większą chęcią ruszyli w stronę boksu kasztana….
Pobiegłyśmy za nimi…. Właściciel wyprowadził konia, zaczęliśmy się licytować z handlarzami…. handlarze wyśmiali nas, że koń nie jest wart ceny, którą zaproponowałyśmy za kasztana. Udało się!Jasiu trafił do Tary, a Henryk, bo tak ma na imię nasz bohater do stajni, w której miał pracować w szkółce. Miałam tak mało czasu, zaledwie parę dni na znalezienie domu dla Henia, że szkółka z pewnością była mniejszym złem niż śmierć w transporcie czy rzeźni… Kiedy tam trafił, był ogierem. Został wykastrowany, niestety nie sprawdził się, jako koń szkółkowy i został wystawiony na sprzedaż. W tym czasie mieliśmy małe dziecko, jednego konia w pensjonacie oraz debet na koncie.
Stał się cud i zupełnie obca mi osoba pożyczyła mi całe trzy tysiące na wykup Henryka! Byłam taka szczęśliwa! Po roku bycia razem okazało się, że najzwyczajniej w świecie nie stać nas na wydatek rzędu niespełna tysiąca złotych na utrzymanie dwóch koni. Przeliczyliśmy się…. Czasami, chociaż bardzo chcemy, nie dajemy rady i życie rzuca nam kłody pod nogi….
I wtedy jak z nieba spadła mi znajoma, która zgodziła się na to, iż w zamian za lekką pracę w przedszkolach, Henryk za darmo będzie mógł stać w Jej stajni. Po raz kolejny udało się, Heniu był bezpieczny. Niestety drogi ludzi często się rozchodzą…. W pewnym momencie musiałam podjąć decyzję…
Podjęłam Ją w zgodzie z sobą. Henryk trafił do końskiego raju. Do Tary. Do miejsca, które moim zdaniem jest najwspanialszym miejscem na ziemi… Do miejsca, na które Henryk czekał całe swoje życie.
Tak miało być i z całego serca Scarlett i Piotrze…. DZIĘKUJĘ WAM
Iwona
Henryk przyjechał do Tary w czerwcu. Zasadą w Tarze jest to, że nowy koń nigdy od razu nie jest dołączany do dużego stada, dlatego Henryk trafił do stadka 6 koni. Reszta koni ze schroniska w tym czasie pasła się na pastwiskach, które otaczał „elektryczny pastuch” Każdy nowy koń musi poznać taki rodzaj ogrodzenia, na spokojnie bez otaczającej go w wielkiej ilości koni. O tym, że konie mają doskonałą pamięć wiemy wszyscy, dlatego z ogromną przyjemnością patrzyliśmy jak wita się Jasiem.

Natychmiast zainteresował się Margrabiną, jednak po trzech tygodniach, kiedy to zaczął już rządzić tym małym 6 konnym stadem, zapałał ogromną odwzajemnioną miłością do Naomi. Razem chodzą, razem rżą, razem galopują przez padok, w oczach Henryka widać spokój i radość z życia. Heniu jak wszystkie konie w Tarze, już nie pracuje, dniami i nocami korzysta z dobrodziejstw natury. Skwarne dni przesypia, przegryzając od czasu do czasu siano lub trawę, po zmroku przy śpiewie nocnych ptaków pasie się na łące u boku ukochanej, czasem zarży do innych koni, co im mówi?

 

Skomentuj

Nasza strona używa ciasteczek (tzw cookies). dowiedz się więcej

Nasza strona internetowa używa plików cookies (tzw. ciasteczka) w celach statystycznych, reklamowych oraz funkcjonalnych. Dzięki nim możemy indywidualnie dostosować stronę do Twoich potrzeb. Każdy może zaakceptować pliki cookies albo ma możliwość wyłączenia ich w przeglądarce, dzięki czemu nie będą zbierane żadne informacje

Zamknij