Dzień, jak co dzień, praca, obowiązki wobec zwierząt, ścielenie, pojenie, z jednym małym wyjątkiem, kończy się rok i odchodzą w zapomnienia wszystkie złe rzeczy i zdarzenia, które nas dotknęły.
Stawia się grubą kreskę i rozpoczyna nowy rok.
W Tarze ten dzień również uczciliśmy przepyszną wieczorną zabawą i tanami. Młodzież dopisała licznie i po skończonej pracy pod wieczór, kiedy konie smacznie drzemały w swych boksach, zaczęło się przebieranie, malowanie i strojenie. Sylwestra zorganizowaliśmy w największej sali pałacowej, gdzie odpowiednio wcześniej zainstalowaliśmy piecyk na drewno (najbardziej baliśmy się, że będzie za zimno).
Przebrania były różne –diabły, kocica, więźniowie, pirat, Indianka, zebra.
O godzinie 24 tradycyjnie zaczęliśmy odliczanie, a po odliczaniu wszyscy składali sobie gorące i żarliwe życzenia. Zabawa trwała do 2 – 3 w nocy, wszak rano trzeba wstać i zająć się zwierzakami.
Wystąpił tylko jeden przykry dla nas incydent, choroba Scarlett. Od wielu lat jest tak, że w chwili końca roku Scarlett się przeziębia i ląduje w łóżku, pojawia się tylko na chwilę w przełomie nocy i wraca pod kołdrę, tak wspólnie zastanawialiśmy się, dlaczego tak jest. Czyżby szefowa była swoistym wentylem bezpieczeństwa, i wszystko, co złe, co nagromadziło się w ciągu roku musi znaleźć ujście do rzeczywistości. Dzisiaj ze zdrowiem Scarlett jest już zdecydowanie lepiej, a rzeczywistość w drugi dzień po nowym roku, uraczyła nas przepiękną zimową aurą.