Nareszcie jest trochę czasu, by ciut opisać całą akcję. Dzisiejszy dzień przywitał nas zaskakującymi mgłami, jedne z Pań, które jechały do Tary aż z Łodzi w pewnym momencie po prostu zatrzymały samochód i czekały 2 godziny by cokolwiek było widać. Jednak w tej całej mgle, była też nuta radości, słoneczna nuta, dzień zapowiadał się przepięknie. Od dawna planowaliśmy, powrót koni do Tary, zbliża się późna jesień i już czas by nasi tak wytęsknieni podopieczni powrócili do swej macierzy. Ale prawda jest taka, że nic byśmy nie zrobili, bez wspaniałych ludzi, którzy nieodpłatnie przewożą te zwierzęta, Renia i Robert z Wrocławia, Krzysztof i Bartek z Leszna. Już drugi rok z rzędu pomagają w zwożeniu i wywożeniu koni na pastwiska, ta jakże ogromna pomoc wymagałaby zapisania złotymi zgłoskami na pamiątkowej tablicy, ale my zapiszemy ją zgłoskami miłości w tarowym sercu.
Kolejnymi wspaniałymi pomocnikami są ci wszyscy ludzie, którzy przyjechali pomóc przy powrotach koni, przyjeżdżając pokonywali często setki kilometrów, i za to im dziękujemy, za pomoc, za to, że zawsze można na nich liczyć, za to, że tak bardzo angażują się w życie Tary. Wracając do rzeczywistości, plan jest prosty trzy przyczepy, dwa dni, mnóstwo ludzi i konie są już w Tarze. Na początku szefowa Scarlett (jak to szefowa) zaplanowała i rozdysponowała cała akcję informując wszystkich o ich zadaniach. Przed zebraniem przyjechał Krzysztof z pierwszą przyczepa i On tez pierwszy pojechał na pastwiska, po godzinie nadjechał Bartek i Renia z Robertem, którzy jadąc z Wrocławia pojechali prosto na pastwiska. Wolontariuszy i pracowników, którzy przebywali w tym czasie na terenie Tary podzieliliśmy na dwie części, jedna bardziej obyta z końmi pojechała na pastwiska do załadunku, który nie jest wcale taki łatwy, druga pozostałą na miejscy do rozładunku i rozprowadzania koni na swoje padoki.
Akcja została rozpoczęta. Na chwilę obecną mamy już zwiezione 36 koni. Zwożenie koni kolejna tura