Wspomnienia Mamy Syjona

Tą smutną i wzruszającą historię opowiedziała nam adopcyjna Mama Syjona – Kasia:

„By opisać to co wydarzyło mi się w dzieciństwie muszę cofnąć się do czasu gdy byłam około 8 letnia dziewczynką.Jak to w tamtych czasach bywało na wakacje jeździło się wtedy do wujostwa na wsi.A tam wiadomo konie,krowy,kury,kaczki jak to na wsi.No właśnie jak to na wsi…..Zwierzęta owszem zadbane miały co jeść ale to co one tam przechodziły…W pamięci mam tylko obraz na baczność stojących ze strachu istot-wszystkich obojętnie czy to był pies,kot koń czy cielak.Mój wuj był cholerykiem, osobą nie panującą nad swoimi emocjami,bez powodu leciał w stroną zwierząt kamień,wiadro lub co tam miał pod ręką.Mnie najbardziej w pamięć zapadła klacz – miała wtedy może 2 lata pół krwi arabskiej kasztanka. Piękny to był koń. Wydawała mi się wtedy taka wielka.Tak samo wielki był jej strach.Jak ją poznałam bliżej bala się dosłownie wszystkiego a najbardziej zbliżającego się wuja do drzwi obory.Pierwszy raz widziałam wtedy konia, który ze strachu wchodził nogami na ścianę….On ja strasznie bil i traktował,w szal wprowadzał go każdy najmniejszy jej błąd, który wynikał z jej strachu.Pamiętam jak kiedyś stała zaprzężona do wozu i nogi przełożyła przez dyszel, wiec stała przednimi po prawej stronie dyszla a tylnymi do lewej.Wuj to zobaczył i tak długo ją bił aż przeskoczyła na miejsce.To był okropny widok,ona tak się szarpała, wędzidło raniło ja w język bo specjalnie je ponacinał tak by była bardziej uległa jak to mówił. Pamiętam że po kryjomu za oborą próbowałam jakimś starym pilnikiem to wędzidło wyszlifować (wyobraźcie sobie jaki ten wuj był straszny, ze ja z moim rodzeństwem,a byliśmy wtedy naprawdę dziećmi, chcieliśmy na niego donieść). Zaprzyjaźniałam się powoli z Basią (chyba każda klacz na wsi to Basia lub Kasia).Pamiętam też moje ostrożne zbliżanie się do konia, widziałam przecież jak była traktowana zawsze miałam wrażenie, że po laniu była cala spocona i miała takie czerwone oczy. Pamiętam ślady pręg, które odznaczały się na rudo-brązowej sierści. Gładziłam je wtedy jakbym chciała ruchem ręki razem ze śladem bicia zabrać ten ból. Pamiętam Basię stojącą zawsze z odwróconą tyłem głową do osoby, która przy niej stała tak jakby się bała nawet patrzeć.Pewnego dnia klacz zaczęła rżeć gdy przychodziłam ją odwiedzać w obórce. Ja tam z nią siedziałam, mówiłam do niej, głaskałam ją, czesałam i ciągle non stop ją dotykałam. Pamiętam jak moja mama opowiadała jak to siedzieli z wujem przy stole a on nagle zapytał-a gdzie jest Kasia??Mama moja na to -ach ona to na pewno u konia w stajni siedzi. Wujo na te słowa się zerwał ponoć, przeraził się naprawdę i powiedział-Boże przecież ten koń ją zabije!!!! Nic dziwnego ze tak myślał ona przy nim dęba stawała, wierzgała, kopała-broniła się po prostu,a ja….mogłam wszystko.Nawet jak chciałam pod brzuchem jej usiąść to też nic mi nie zrobiła. I tak pewnego dnia Basia uratowała mi życie. Ja w to wierzę. Codziennie obrywałam liście z drzewa i z tymi liśćmi przez okno i boks przeznaczony dla świń przechodziłam i dawałam jej te liście do jedzenia i pewnego dnia przeszłam z tymi liśćmi znów przez okno i za mną leżała ogromna maciora, która w nocy się oprosiła. Pamiętam jak moja mama mówiła ze jak maciora ma prosięta to nie wolno jej wchodzić w drogę, bo nawet zagryźć może. Rzuciłam te liście i rzuciłam się na ogrodzenie które dzieliło mnie od klaczy. Musiałam wejść pod sam sufit żeby zejść po drugiej stronie – tam gdzie stała Basia.Nie powiem ze się nie bałam, byłam przerażona, nie wiedziałam jak klacz zareaguje jak ja tak nad nią wiszę a ona….po prostu przesunęła się cichutko na bok żeby zrobić mi miejsce bym mogła stanąć na ziemi.To utwierdziło mnie w przekonaniu, że takie wystraszone zwierze może mimo wszystko zaufać człowiekowi a ja byłam wtedy tylko dzieckiem.Pamiętam jak zaprzężona do wozu pełnego pustaków,kamieni nie wiem czego jeszcze ruszyła z miejsca i podeszła do mnie jak siedziałam w oknie.Na koniec chciałam powiedzieć, że po tej opowieści zapytałam Scarlett dlaczego Basia kładła bardzo często kopyto na mojej stopie nie miażdżąc jej?? Nigdy nie przeniosła ciężaru ciała na nogę, którą trzymała na mojej stopie.To się zdarzyło kilkukrotnie.Scarlett powiedziała, że Basia chciała mnie w ten sposób zatrzymać, że ja pokazałam jej promyczek wiary w istnienie ludzi, którzy są dobrzy dla zwierząt. Ja wtedy miałam może 8 lat, ona też była jeszcze dzieckiem ale wtedy nie potrafiłam jej wyrwać z tego kieratu.Wiem ze po latach została sprzedana, mam nadzieje ze trafiła w dobre ręce. Jeżeli żyje do dziś to może jeszcze mnie pamięta?? Dziękuję Scarlett za rozszyfrowanie zagadki ”kopyta”, o której naprawdę często myślałam.”

 

Oko Syjona

Skomentuj

Nasza strona używa ciasteczek (tzw cookies). dowiedz się więcej

Nasza strona internetowa używa plików cookies (tzw. ciasteczka) w celach statystycznych, reklamowych oraz funkcjonalnych. Dzięki nim możemy indywidualnie dostosować stronę do Twoich potrzeb. Każdy może zaakceptować pliki cookies albo ma możliwość wyłączenia ich w przeglądarce, dzięki czemu nie będą zbierane żadne informacje

Zamknij