Wizyta z Platerówki

W trakcie ubiegłego weekendu (9-11.05.2014) działo się w Tarze jak zwykle ) bardzo wiele! Wielu było też nowych Wolontariuszy. Nowych, ale tak nie do końca! Ci Wolontariusze, to grupa młodzieży z 6 klasy Szkoły Podstawowej im. Emilii Plater w Platerówce wraz z nauczycielkami, Ewą i Asią. Nie są tak do końca „nowi”, gdyż od października 2013 roku opiekują się wirtualnie naszym srokatym łobuziakiem Bazylem, więc poniekąd Tarę już odwiedzali, jeno wirtualnie! Jak się okazało, Gmina Platerówka w której mieści się ich szkoła, choć maleńka (do niedawna była najmniejszą gminą w Polsce!), obfituje w mnogość osób kreatywnych, otwartych i chcących pomagać potrzebującym! Wolontariusze z Platerówki przybyli tydzień temu w piątek wieczorem – i rozpoczęliśmy spotkanie z wszelkim tarowym stworzeniem, teraz już realne.  Młodzi i radośni uczniowie szczególnie upodobali sobie Tarowy Koziniec, gdzie przywitali i nakarmili najmniejsze kopytne zwierzęta zamieszkujące schronisko. Kozy i owieczki oczywiście też były z tego powodu bardzo radosne, bo uwielbiają gdy się je odwiedza, szczególnie gdy się dzierży w dłoniach przepyszne smakołyki.  Było bardzo gwarno wesoło, a dzieci wracały do tej zagrody jeszcze wielokrotnie podczas całego pobytu w Tarze.

Ciszej i łagodniej wyglądało natomiast powitanie z niewidomym Celnikiem, kalekim Pedro i staruszką Olimpią. I nie chodzi o to, że było im smutno, gdy je poznali – było po prostu spokojniej. Dzieci rozumiejąc stan tych koni, ich wiek i kondycję, zachowały się najsłuszniej, jak tylko można i jest to godne pochwały! Historie Pedro, Celnika i Olimpii bardzo ich wzruszyły, a jeszcze bardziej wzruszyło to, że często to właśnie człowiek doprowadza zwierzęta do ciężkich chorób, bólu i kalectwa i to on w dużej mierze jest odpowiedzialny za ich złą kondycje psychiczną i fizyczną. Przy okazji dzieci dowiedziały się także o tym, ilu lat dożywają konie. Przy odpowiednim podejściu, trosce i pielęgnacji, zdarza się przecież, że dożywają one nawet 50-tki – historia zna także przypadki koni nawet 60-paroletnich! Wszystko zależy od człowieka, właściciela zwierzęcia, od tego, czym dla niego jest posiadane zwierzę – czy przyjacielem, czy rzeczą, zabawką na chwilę, czy też metodą na zarobienie pieniędzy.

Po kilku chwilach uspokojenia odwiedziliśmy razem świnki, króliki, kurki i kaczki (przy nich znów było gwarno!), i już zmierzaliśmy do Stajni Głównej skąd rozpoczęlibyśmy zwiedzanie zimowych „mieszkanek” koni, czyli ich boksów, gdy naszą uwagę przykuło jeszcze dymiące się, dogasające ognisko. Postanowiliśmy przerwać zwiedzanie i zatrzymać się przy nim, gdyż zaczął zapadać zmierzch – a przecież nie ma nic milszego, niż ciepło bijące od trzaskających w płomieniach kawałków drewna, zwłaszcza pod tak długiej drodze do Tary (2,5 godziny w busie…). Chłopcy pomogli w znalezieniu opału, razem „reanimowaliśmy” ogień, a dziewczęta udały się po jedzenie i rozpoczęło się wieczorne biesiadowanie ) Przy ognisku młodzi dowiedzieli się jeszcze wielu ciekawych faktów dotyczących życia koni i schroniska Fundacji Tara, ale po posileniu się nie mogli już zbyt długo usiedzieć w miejscu – wykorzystali tarowy Okólnik, ogrodzony padok znajdujący się w samym sercu schroniska, do przedniej zabawy. Alicja, opiekunka wirtualnych adopcji, oraz nauczycielki, Asia i Ewa, słyszały co chwilę rżenie – ale nie koni, bo te w większości skubią trawę na pastwiskach, a właśnie dzieciaków, które bardzo wczuły się w rolę źrebaczków i urządzały sobie na tymże padoku harce niczym młode, szczęśliwe i pełne energii końskie dzieci pod bacznym okiem swojej mamusi klaczy ) Furorę zrobił też ogromny Golden i towarzysząca mu Elektra – co chwileczkę ktoś zrywał dla nich trawkę i wrzucał im za ogrodzenie padoku ze stajenką angielska na którym mieszkają. Koniska były wyjątkowo zadowolone i bardzo zainteresowane tym „stadem ludzkich źrebiąt”, tak rozbrykanych, miłych i dobrych dla zwierząt.

Ognisko trwało do późna, a po nim przyszła pora na seans filmowy – co prawda film miał być w temacie koni, ale młodzi wykorzystali dobry humor nauczycielek i poprosili o obejrzenie filmu z dreszczykiem. I tenże dreszczyk nie pozwolił niektórym usnąć do rana, choć film taki do końca straszny nie był – a może to po prostu emocje związane z przyjazdem do Tary planowanym już od dłuższego czasu wzięły górę?  Na pewno!

Rano, mimo krótkiego snu, buzie wszystkich były uśmiechnięte od ucha do ucha. O 6:00 apel, musztra, jak w prawdziwym woju, szybkie śniadanie i do pracy! Rozpoczęliśmy dzień od uzupełnienia wody w kastach u wszystkich zwierząt, następnie, podzieleni na grupy, uczniowie Platerówki zajęli się przeróżnymi zadaniami. Było ścinanie mleczyku dla króliczków, świeżej trawy dla ich ulubionych kózek, owieczek, kur i kaczek, zbieranie klocków pozostałych po budowie ogrodzenia dla krów, przesypywanie ryżu w celu zabezpieczenia go przed wszędobylskimi myszkami, ogólne prace porządkowe (dziękujemy za Młodzieżówkę!!) i zwożenie zielonki – niektórym (szczególnie Józkowi!) zależało bardzo, aby przejechać się na przyczepie ciągnika, i akurat to życzenie zdecydowanie i bez problemu mogliśmy spełnić 🙂 Po porannym obrządku z ust dowódcy-wychowawcy padło hasło: „Zbieramy się i ruszamy do naszej Ballady, na pastwiska!” – i po krótkim czasie nastąpił wymarsz naszych dzielnych „żołnierzy w służbie zwierzętom”.

Nazwa szkoły opiekującej się Balladą jest uczczeniem pamięci dzielnej bohaterki, wielkiej patriotki Emilii Plater, nazwa miejscowości w której szkoła się znajduje, pochodzi natomiast od 1 Samodzielnego Batalionu Kobiecego im. Emilii Plater, który po służbie w trakcie trwania II Wojny Światowej (17.01.1945 r. tuż po wyzwoleniu to właśnie „platerówki” pełniły pierwszą honorową wartę przy Grobie Nieznanego Żołnierza!), osiadł w tej niewielkiej miejscowości. I już wszystko jasne – teraz już wiecie skąd ta ich odwaga i zapał do marszu w słusznej sprawie!
„Żołnierze” wraz z „Dowództwem” wyruszyli w drogę, a po około 3 godzinach dotarli wreszcie na upragnione pastwisko i z ogromną radością przywitali całe stado tarowych koni, a szczególnie swoją Balladę! Zmęczeni, ale zadowoleni i na pewno bardzo z siebie dumni, uczniowie z Platerówki poznali kolejne z historii koni uratowanych i wykupionych przez Fundację Tara, wygłaskali je porządnie, posilili się i niestety zrobiło się dość późno – przyszło nam wracać do Tary – znów pieszo, gdyż Scarlett jeszcze nie zdążyła wrócić z Pajęczna… Miny już niestety nie były tak radosne, bo jednak taki marsz, to nie lada wysiłek, ale uczniowie klasy 6 byli już wprawieni w takich „bojach” – piesze rajdy nie są im obce za sprawą dziarskiej wychowawczyni Asi, drobniutkiej dziewczyny o wielkim „POWERze” (cały czas się w Tarze zastanawialiśmy, skąd u tak niepozornej kobietki tyle mocy, ale przecież my mamy Scarlett – w takich drobniutkich kobietkach widocznie energia aż kipi, bo się nie mieści w drobnym ciele! Ewa, druga z opiekunek grupy, także wykazała się ogromnym hartem ducha – potrafiła genialnie zagrzewać dzieci do żwawych kroków!
I tak, znów wyruszyliśmy w drogę – piechotką doszliśmy do Wińska, po drodze co jakiś czas padały doskonale znane wszystkim rodzicom pytania, takie jak na przykład: „Daleko jeszcze?”

Dotarliśmy do miasteczka, a tam, prosto z trasy, zgarnęła nas Scarlett razem z Sylwią, opiekunką Veto. Uff – udało się!

W Tarze na pasywny odpoczynek szkoda było czasu – nauczycielki przygotowały dla dzieciaków przeróżne zabawy, jak na przykład „konne wyścigi” z kocem w roli głównej, puzzle z konikiem, karaoke, czy układanie melodii do piosenki o ich ulubionych kozach. Wszystkie konkursy były punktowane, a na końcu drużyny otrzymały nagrody, m. in. tarowe smycze i zeszyty z konikami 🙂 Zabawa znów trwała do późnego wieczora, aż wszyscy zasnęli… jak dzieci – Ballada na pastwiskach, a jej opiekunowie w schroniskowej Młodzieżówce 🙂
Rano musztra została przesunięta na godzinę 7:00 w nagrodę, że „żołnierze” tak dzielnie maszerowali przez niemal cały poprzedni dzień. Po apelu, ćwiczeniach i śniadaniu, Wolonatriusze-opiekunowie zdążyli jeszcze ponapełniać kasty z wodą, nazrywać zielonki dla zwierzaków i przyszło nam się żegnać. Na „do widzenia” zobaczyli jeszcze, jak w Tarze „rozprawiamy się” z myszkami. Scarlett zaprezentowała im żywołapkę, dzięki której można pozbyć się tych małych gryzoni absolutnie bez krzywdzenia ich – wszystkim to niewielkie i sprytne urządzonko bardzo się spodobało, a większość nie miała wcale pojęcia o tym, że takie metody na pozbycie się z domu myszek istnieją!

Tym optymistycznym akcentem pożegnaliśmy się, niemal ze łzami w oczach, bo bardzo się przez te trzy dni zżyliśmy z tymi cudownymi dzieciakami i ich nauczycielkami!
Było bardzo miło, wesoło i radośnie – aż żal, że wyjechali! Taki oddział „żołnierzy” bardzo by się w Tarze przydał na stałe 🙂

Ciekawe, co nam przyniesie ten weekend?

 

Skomentuj

Nasza strona używa ciasteczek (tzw cookies). dowiedz się więcej

Nasza strona internetowa używa plików cookies (tzw. ciasteczka) w celach statystycznych, reklamowych oraz funkcjonalnych. Dzięki nim możemy indywidualnie dostosować stronę do Twoich potrzeb. Każdy może zaakceptować pliki cookies albo ma możliwość wyłączenia ich w przeglądarce, dzięki czemu nie będą zbierane żadne informacje

Zamknij