Przez kilka ostatnich dni miałam „dyżur” na pastwiskach. Przebywanie dwadzieścia cztery godziny na dobę z dala od cywilizacji, w otoczeniu łąk i lasów, w towarzystwie zwierząt, które je zamieszkują, naszych koni znajdujących się na wypasie daje możliwość przeżycia wielu wyjątkowych chwil. Często są to bardzo ulotne momenty, dlatego zawsze mam zawieszony na szyi aparat. Choć i tak, to co udaje się uwiecznić w obiektywie to tylko niewielka część wrażeń, które pozostają w sercu. Do tego dochodzą jeszcze niesamowite odgłosy natury – przejmujące krzyki żurawi, ryki jeleni, które właśnie rozpoczęły rykowisko. Te doznania sprawiają, człowiek znajduje się w niesamowitej, baśniowej krainie, jakże różnej od tej, w której jest się na co dzień.
Nalewałam koniom wodę do kast, kiedy nad głową usłyszałam głośne krakanie. To kruki – często krążą nad pastwiskiem wypatrując łupu. Podniosłam wzrok w górę, początkowo oślepiło mnie słońce ale kiedy oczy przyzwyczaiły się do ostrego światła, zobaczyłam że nade mną rozgrywa się właśnie powietrzna batalia. Cztery kruki goniły orła. Wydawałoby się, że to on jest królem przestworzy, kruki miały jednak przewagę liczebną. Nie pozwalały mu odlecieć, odcinały drogę. Po chwili ptaki zniknęły za lasem.
Po obiedzie – smażonych kaniach, zebranych na pobliskiej łące wzięłam się za wyczesywanie rzepów z końskich grzyw. Nie wiem, jakim cudem te zwierzaki potrafią ich tyle nazbierać. W pewnym momencie zauważyłam, że grupka koni stoi przy ogrodzeniu z pastucha i bacznie się czemuś przygląda. Postanowiłam podejść i sprawdzić, co tym razem zobaczyły te ciekawskie stworzenia. Okazało się, że w pobliżu pasło się kilka saren. Niestety, wiatr wiał od mojej strony, nie mogłam więc podejść zbyt blisko, aby zrobić zdjęcia, nie płosząc przy tym stadka. Młody, rozbrykany koziołek, odłączył się na chwilę i pobiegł na środek łąki. Nagle zauważył kilka żurawi, chodzących na obrzeżach lasu. Zaskoczony maluch przystanął przyglądając się z zainteresowaniem tym dziwnym stworzeniom. Ptaki również podniosły głowy przyglądając się koziołkowi, który po chwili postanowił jednak na wszelki wypadek wrócić bliżej mamy.
Wokół panowała cisza, przysiadłam na kamieniu, w zachwycie przyglądając się tej cudnej harmonii natury. W tym pięknym, sielankowym krajobrazie było jednak coś niepokojącego… na końcu zielonej łąki, tuż za pasącymi się beztrosko sarnami, na tle lasu stała drewniana konstrukcja. To ambona myśliwska, na której za dzień, dwa… może za godzinę pojawi się człowiek. Człowiek, który jednym naciśnięciem palca na spust sprawi, że ta piękna, zielona kraina zostanie splamiona krwią niewinnego stworzenia.