Nowy dzień wstaje. Na pastwiskach.

Czwarta nad ranem zdecydowanie nie jest moją ulubioną porą na wstawanie. Ale na pastwiskach doba ma trochę inny wymiar niż zwykle.

Na rozbudzenie dobrze robi spacer w skąpanej rosą trawie. Trzeba przejść spory kawałek, bo konie poszły na drugi kraniec łąki, pod las. Wszystkie zmysły są pobudzane niespotykanymi na co dzień bodźcami. Ptaki zaczynają wyśpiewywać przecudne melodie. Nozdrza pęcznieją chłonąc rześkie powietrze przesycone zapachami mokrej trawy, wilgotnej ziemi i końskiej kupy. Pierwsze, niepozorne promienie pojawiające się na niebie dają znać, że spod horyzontu wytoczy się lada moment złocista kula.

Ponad ziemią snują się pasma mgły ale nie takiej wieczornej – mrocznej i sinej.

Raczej popadającej w jasny róż, tajemniczej, dającej nadzieję na kolejny, piękny dzień. Powoli zaczynają się rysować przed oczami kontury końskich sylwetek – silnych, potężnych, w całej tej scenerii można by rzec – majestatycznych. O tej porze konie są spokojne, nie dokuczają im jeszcze owady, głowy mają spuszczone, przeżuwają źdźbła trawy. Słyszę parskanie i z pewnej odległości dobiega mnie tętent kopyt. Kilka sztuk koni, które na chwilę gdzieś się odłączyły, dobiega do reszty stada. Są już wszystkie razem. Wolne i szczęśliwe. W głowie samo się nuci „Cienie drżą, duchy śpią, na łąkach w siwej mgle gdzieś konie rżą”. Nad lasem już wyraźnie lśni słońce. Przemoczone nogawki spodni zaczynają powoli wysychać. W tym momencie rozładowuje mi się akumulator w aparacie fotograficznym. Może to i lepiej… Niektóre chwile trzeba mieć tylko dla siebie. Szkoda tylko, że świty trwają tak krótko.

Skomentuj

Nasza strona używa ciasteczek (tzw cookies). dowiedz się więcej

Nasza strona internetowa używa plików cookies (tzw. ciasteczka) w celach statystycznych, reklamowych oraz funkcjonalnych. Dzięki nim możemy indywidualnie dostosować stronę do Twoich potrzeb. Każdy może zaakceptować pliki cookies albo ma możliwość wyłączenia ich w przeglądarce, dzięki czemu nie będą zbierane żadne informacje

Zamknij