Wszystko rozpoczęło się od niewinnego wyprysku na dolnej powiece Klaczy Zorzy, który pomimo intensywnego leczenia rósł nadal. Po dwóch tygodniach zastopował się rozrost i ów twór był wielkości piłeczki pingpongowej, niestety w związku z tym, że sam nie chciał zaniknąć podjęliśmy decyzję wycięcia go, co też sprawną ręka uczynił Wet Chmielowski obsługujący schronisko. Na samym początku klacz została położona za pomocą medykamentów, potem wprowadzona w stan uśpienia i do roboty.
Po wycięciu tego jak się okazało mięsaka, lekarz założył kilka szwów i po chwili Zorza znów była na nogach. Przy trzymaniu klaczy w pozycji poziomej pomagali nam osadzeni, pracujący społecznie w ramach resocjalizacji, warto dodać, że dla dwóch z nich, był to pierwszy tak bliski kontakt z koniem. Po trzech dniach, kiedy ranka się trochę zagoi i nie będzie zbyt dużej opuchlizny Zorza zostanie wypuszczona do reszty koni, które pozostały w Piskorzynie.