Relacja z Targów – Pajęczno 2011 – Iwona M.

14 maja, wraz ze Scarlett i Dorotą pojechałyśmy na targ koni do Pajęczna. Musiałyśmy tam być. Chciałyśmy, mimo tego, iż wiedziałyśmy, że zobaczymy wiele krzywdy, bólu i strachu.

Kilka miesięcy temu byłam w podobnym miejscu. W Skaryszewie. Wtedy pierwszy raz w życiu znalazłam się w piekle. W piekle, które człowiek zgotował tym pięknym i dumnym zwierzętom. Mały i podły człowiek, dla którego pieniądze są najważniejsze.
Jadąc do Pajęczna nie wiedziałam, czy poleje się krew na targu, natomiast wiedziałam, że wiele koni wyjedzie z tego miejsca do rzeźni, zostaną zarżnięte i zawisną na hakach. Jak rzeczy.
Dojechałyśmy do Pajęczna o 4 rano. Kiedy wysiadłyśmy z samochodu, słyszałyśmy płacz koni i stukot kopyt. Jakże znany odgłos po wizycie w Skaryszewie. Tak bardzo nie chciałam znów tego słyszeć…

Te same twarze, które widziałam w Skaryszewie.

Wszyscy jednakowi. Wódka, grille, kiełbasy, muzyka. Konie, mnóstwo koni. Mniej włoskich tirów, natomiast więcej polskich handlarzy, samochody z polskich rzeźni…. Były też trailery- to dawało nadzieję na to, iż nie wszystkie pojadą na śmierć…

Czy widziałam tam okrucieństwo?

Tak. Widziałam. Bezduszni chłopi z uśmiechami na twarzy handlowali życiem zwierząt, które tak mocno kocham. Ci ludzie wiedzieli, że stoimy po przeciwnych stronach. Obrażali nas, krzyczeli, obrzucali wyzwiskami. Nie podobało im się, że mamy aparaty i kamery. Że nie mogą bić koni, aby szybciej weszły na trapy. Byli bardzo agresywni i wulgarni. To cud, że żadna z nas nie oberwała. Dla nas jednak najważniejsze jest to, że dzięki naszej obecności zapewne niejeden koń uniknął ciosu. Chociaż nie wszyscy byli przejęci naszą obecnością. Mamy nagrania, na których przerażone konie przy załadunku kopane są w brzuch.

W Pajęcznie była masa koni. Pamiętam tak wiele z Nich… źrebaczka tulącego się do swojej mamy. Była taka zrezygnowana, chuda, smutna. Bez nadziei…. On taki ciekawy wszystkiego, co Go otacza. Taki nieświadomy tego, ile zła wokół. Wtulał się w Nią, przymykał swoje piękne, duże, wilgotne oczy i był taki spokojny u Jej boku… Nie zapomnę tej dwójki do końca życia. Tak bardzo chciałam mieć wtedy pieniądze i wykupić, chociaż te dwa końskie życia. Mamę i Jej małego synka…

Pamiętam karego ogiera, który tak bardzo chciał się uwolnić z uwiązu. Walczył… pewnie czuł, pewnie wiedział, że tak wielu Jego braci wyruszy w swoją ostatnią drogę. Bez wody, bez przegród, z wyrokiem….

Czy lała się krew?

Czy okładali drągami jak w zeszłym roku? Nie. Z każdej strony słyszałam wciąż ” nie bijcie, bo te k…. filmują! „
Baty świstały w powietrzu, ale z wyjątkiem ogiera, który zranił się w nogę przy ponad godzinnym załadunku krwi nie widziałam. Wiedziałam, ze krew będzie, ale dopiero w rzeźni….
Nigdzie nie zauważyłam punktu czerpania wody dla koni, które pewnie niejednokrotnie przejechały wiele kilometrów, aby później cały dzień stać na słońcu, czekając na transport, wielogodzinny transport do Włoch, do polskich rzeźni lub do szkółek czy nowych, dobrych domów. Bo i takie były. Niektórym się udało. Ale co będzie z Nimi za kilka lat?
Widziałam stłoczone konie i matki broniące swoich dzieci, kilkumiesięcznych źrebaczków…

Jeden z handlarzy powiedział nam, że szkoda, że nie byłyśmy na targu o 3 w nocy, kiedy to „ratowali” konia, który niestety ( cytuję ) : ” zdechł „…
Ja też żałuję… że nie mogłyśmy nic dla Niego zrobić. Żałuję, że nie mogłyśmy pomóc tym, które jechały na śmierć.

Z Pajęczna wróciłyśmy do Tary.

Do raju dla koni.

Poczułam, że jestem w domu. Spokój. Miłość. Równowaga. Dom. Dom, ukochany dom dla ocalonych, wyrwanych śmierci. Takie spokojne, kochane, otoczone opieką.
Już, kiedy wracałyśmy, Piotr dzwonił do Scarlett i mówił, że jedna ze stareńkich klaczy ma gorszy dzień. Leży. Kiedy dotarłyśmy na miejsce był już weterynarz. Nie była sama- była otoczona ludźmi, którzy byli tam dla Niej. Dostała kroplówki, siano pod głowę, usłyszała wiele pokrzepiających słów… po krótkiej chwili WSTAŁA! Musiała wstać, w Tarze tak trudno jest się poddać. W Tarze chce się żyć…
Kochani, ta stareńka klacz daje nam dowód na to, że nie możemy się poddawać, że nie możemy być bierni. One chcą żyć i są dla nas tak samo, jak my dla Nich. Wszyscy mamy prawo do życia, dobrego życia.

Walczmy o Nie tak samo, jak ta stareńka klacz walczy o to, aby żyć… tyle w Niej siły… w nas też jest ta siła, musimy tylko zacząć działać.
PROSZĘ- w przyszłym roku bądźcie z nami w Skaryszewie i w Pajęcznie. Nasza obecność tam naprawdę ma sens… możemy zmienić los tych wspaniałych zwierząt. Musimy tylko chcieć..
Iwona M.

 

Skomentuj

Nasza strona używa ciasteczek (tzw cookies). dowiedz się więcej

Nasza strona internetowa używa plików cookies (tzw. ciasteczka) w celach statystycznych, reklamowych oraz funkcjonalnych. Dzięki nim możemy indywidualnie dostosować stronę do Twoich potrzeb. Każdy może zaakceptować pliki cookies albo ma możliwość wyłączenia ich w przeglądarce, dzięki czemu nie będą zbierane żadne informacje

Zamknij