Pechowa seria

Najpierw Silver, teraz Ikar, i jeszcze do tego Anioł…

Dwa dni temu rozpoczęliśmy akcję strugania kopyt, w pierwszej kolejności u koni, które za nieco ponad tydzień wyjeżdżają na pastwiska. Pisaliśmy o tym kilka godzin temu w bardzo krótkiej informacji, żebyście wiedzieli, co się u nas aktualnie dzieje. Wszystko szło sprawnie, ale konie jak to konie – choć znamy je od lat, a one doskonale znają nas – czasem bywają nieobliczalne. I stało się to, czego udało nam się przez tyle lat pracy z końmi o ciężkich charakterach ukształtowanych batem, kijem i kopniakiem byłych właścicieli uniknąć. Zdarzył się wypadek – Ikar, syn Scarlett, wyprowadzał z boksu Naomi, gniadą klacz, o której wiemy, że miewa czasem gorsze „humorki”. Już była na lince, gotowa do wymarszu z boksu – Ikar, choć zna Naomi od momentu Jej przyjazdu, nawet nie zdążył się zorientować, gdy klacz zaprotestowała, obróciła się i jednocześnie strzeliła w Jego stronę z zadu. To był moment. Ułamki sekund. Obie nogi pofrunęły w stronę Ikara – dostał strzał z kopyta prosto w głowę… Przeleciał kawałek w powietrzu i odbił się od ściany boksu. Tomek i Piotr podbiegli i zobaczyli go klęczącego (próbował się podnieść), całego zlanego krwią… Nie było wiadomo skąd ta krew. Był półprzytomny. Nie mógł się wysłowić, ale wiadomo – dostał kopa, trzeba dzwonić na pogotowie!

Na szczęście karetka przyjechała szybko. Na głowie Ikar miał rozcięcie do samej kości, szerokie na ok. 6-7 cm z którego krew lała się, jak nam się zdawało, szklankami… Nie mógł się poruszać, oberwały żebra, ciężko oddychał… W tym samym czasie Aniołek, tarowy dog wyciągnięty razem z siostrą Memory z pseudohodowli, wsadził gdzieś tylną łapę i tak niefortunnie ją sobie rozciął, że także potrzebował interwencji chirurgicznej. Doktor Chmielowski przyjechał bez słowa sprzeciwu, choć robiło się już ciemno.

Sanitariusze opatrzyli Ikara i zabrali do szpitala na prześwietlenia i szycie. Na miejscu, jak nam później Ikar opowiedział, nie było już tak miło, jak w karetce. Dobro pacjenta okazało się mniej ważne, gdy wyszło na jaw, że nie jest ubezpieczony w NFZ… Gdy „wyświetlił się na czerwono”, choć sam był cały czerwony od swej własnej sączącej się z głowy krwi, pani pielęgniarka zapytała: „Pieniądze przy sobie ma?!?”. Ikar był w szoku. Miał ze sobą tylko dowód, ale czy w takiej sytuacji w ogóle powinno paść pytanie o pieniądze, czy najpierw należałoby się zająć pacjentem, tak jak każdym innym, którego przywozi karetka z wypadku? Chociaż był skołowany i słaniał się na nogach, jest człowiekiem honorowym i dumnym, więc oburzył się, gdy osoby tam obecne zaczęły mówić o Nim bezosobowo i z pogardą, jak gdyby Go tam wcale nie było. Zwrócił uwagę obsłudze, że przecież wszystko słyszy. Ciśnienie podskoczyło, krew zaczęła kapać ciurkiem… Dobrze, że Mu nie kazali podłogi wycierać (i tak nie byłby w stanie tego zrobić!)… Rachunek można przecież wysłać później, to nie jest ważne w takiej sytuacji – najpierw trzeba chyba zrobić wszystko, żeby pomóc poszkodowanemu, sprawdzić dokładnie wszystkie obrażenia, zostawić na obserwacji… Ikar powiedział nam, że został potraktowany jak rzecz, jak śmieć, z góry! Fakt, był w roboczym ubraniu, na pewno czuć było od niego zapach koni, stajni, obornika, miał na sobie końską sierść, we włosach słomę. Pracował od rana w stajni – nic w tym dziwnego! Powiedział nam też, że po tym jak słownie zareagował na traktowanie z góry, personel nieco spuścił z tonu – udało Mu się nawet przekonać pielęgniarkę, aby nie wygoliła Mu do szycia aż połowy głowy. Uśmiechnięta pani, przepraszając za wcześniejsze zachowanie, była bardzo delikatna dla Jego bujnej czupryny (teraz, dzisiaj, prawie dwa dni od tego zdarzenia, by rozładować napięcie śmiejemy się, że włosy Ikara są uratowane, ale każdy z nas i tak ma w głowie najczarniejsze scenariusze, jakie przecież mogły się spełnić…). Po zszyciu rany, po rzuceniu okiem na zdjęcia RTG klatki piersiowej i głowy, lekarz kazał Ikarowi sobie pójść. Najnormalniej w świecie mógł wyjść ze szpitala. Żadnego pozostawienia na obserwacji – choć dostał przecież strzał prosto w głowę! Nie miał robionego rezonansu czy tomografii – gołym okiem i na RTG raczej nie widać krwiaków, które po takich obrażeniach mogą się tworzyć w mózgu… To nie jest normalne. Powinien zostać w szpitalu, ale lekarz – nie widział takiej potrzeby.
No i znów mieliśmy nocne czuwanie, lecz tym razem nie przy zwierzętach, a przy ich opiekunie, przy Ikarze, który przez ostatnich 19 lat swojego życia troszczył się o nie wszystkie, pozwalał im znów uwierzyć, że człowiek może być też dobry, może być przyjacielem, a nie katem…

Cały wczorajszy dzień Ikara bolała głowa

ćmiło, mroczyło, miał zawroty, było mu niedobrze… Dziś jest już trochę lepiej, ale w głowie wciąż się kręci, a stłuczone żebra nie pozwalają Mu normalnie chodzić, poruszać się i pracować – i tak będzie przez dłuższy czas… Tak więc, jeśli macie wolną chwilę i chęć do pomagania, to jest właśnie dobry moment na przyjazd do Tary w ramach wolontariatu. Przed nami rozstawianie pierwszego pastucha na pastwiskach, przewożenie całego „taboru” dla ludzi czuwających nad bezpieczeństwem stada Tary przez okres wypasania – najbardziej przydałyby się zatem osoby, które posiadają tą tajemną wiedzę o tym, jak rozstawiać elektryczny pastuch oraz osoby posiadające prawko na ciągnik, bo jednak kilka kursów będzie trzeba zrobić. Piotr jest non stop zajęty przy kowalu, reszta osób musi wciąż jeszcze w trybie stajennym zajmować się końmi i innymi zwierzętami w schronisku, w dodatku święta, jak zwykle, weszły nam w paradę. Tu w Tarze nie obchodzimy świąt, nie ma na to czasu… Zwierzęta same się sobą nie zajmą w czasie, gdy ludzie świętują. Z drugiej strony, tu mamy wielkie święto każdego dnia – każdego dnia celebrujemy uratowane życia!

Praktycznie bez przerwy lecą wiórki końskich kopyt, bo trzeba zrobić to, co trzeba zrobić u tych koni, które już za tydzień ruszą w krótką podróż bukmanami ciągniętymi przez Sylwię i Bartka oraz Renię i Roberta, naszych cudownych rodziców chrzestnych Veto, Melisy i Hadesa, na pastwiska. Atmosfera nie jest jednak tak pozytywna jak zwykle bywa, gdy przyjeżdża Tomek i gdy cieszymy się z każdego kolejnego wystruganego kopytka u naszych koni – wszyscy bardzo martwimy się o Ikara… Za kilka dni pewnie przyjdzie też rachunek za karetkę i pogotowie – tak naprawdę, to nikt z ludzi Tary nie ma ubezpieczenia zdrowotnego… Nie mamy też opłacanych składek emerytalnych. Fundacji po prostu nie jest na to stać… Na co dzień nikomu to zupełnie nie przeszkadza – dopiero zderzenie (dosłowne) z rzeczywistością pokazuje, jak bardzo się takie rzeczy przydają. Dopiero w takiej sytuacji uderza w człowieka fakt, że w naszym kraju najpierw patrzy na portfel, a dopiero później na jego właściciela, człowieka…
Po tym co przeszliśmy wiemy, że po prostu musimy coś wymyślić, aby się poubezpieczać. Nie narzekamy – taką drogę życia wybraliśmy, ale jest to strasznie przykre, że wówczas gdy my za wszelką cenę staramy się pomóc istotom będącym w potrzebie, gdy los się odwraca, inni, którzy mogliby pomóc, patrzą tylko na pieniądze…

Wszyscy życzmy Ikarowi szybkiego powrotu do pełni sił i dużo dużo zdrowia! Oby na bólu i siniakach się to wszystko skończyło! Jeśli nie poprawi Mu się w ciągu kilku najbliższych dni, będzie potrzebny skan, ale – na pewno Mu się poprawi! Nie może być inaczej!
Trzymajcie kciuki!!

 

głowa Ikara

Skomentuj

Nasza strona używa ciasteczek (tzw cookies). dowiedz się więcej

Nasza strona internetowa używa plików cookies (tzw. ciasteczka) w celach statystycznych, reklamowych oraz funkcjonalnych. Dzięki nim możemy indywidualnie dostosować stronę do Twoich potrzeb. Każdy może zaakceptować pliki cookies albo ma możliwość wyłączenia ich w przeglądarce, dzięki czemu nie będą zbierane żadne informacje

Zamknij