Posłuchaj… Relacja z Wstępów – Skaryszew 2012 – Scarlett

Posłuchaj…
3.03.2012 r. serce małego Pola przestało bić. O godzinie 22:35 otrzymał zastrzyk, który skrócił Mu cierpienia. Do ostatniej chwili życia były przy nim ludzkie anioły. Lekarze weterynarii robili wszystko, by to zamorzone głodem końskie dziecko utrzymać przy życiu, a cudowne ludzkie istoty, które pokochały Go od pierwszego wejrzenia, czuwały przy Nim na zmianę. Leżał na czystej słomie, w ciepłym boksie, głaskany i przytulany. Słyszał delikatne słowa o miłości. Kroplówkami, do cieniutkich żył, podawane były leki. To 6-cio, może 7-mio miesięczne końskie dziecko zawieziono na targ w Skaryszewie w jednym celu: sprzedać, zarobić – później zjeść suty obiad z całą rodziną, może kupić sobie spodnie lub buty. Tyle warte było Jego życie dla „pana”, który kazał zapłodnić mamę Pola.
Tak bardzo się cieszyliśmy, że wyrwaliśmy Go sprzed okrutnej śmierci.

Jechał do Tary,

z 7-mioma źrebakami i dwiema klaczami, wszystkie wykupione przez Tarę dzięki Waszej pomocy, która urodziła się z wielkiej empatii.

Posłuchaj…
Dla Ciebie znowu wracam na targ w Skaryszewie. Opowiem, co widziałam, co czułam.

Posłuchaj…
Iwona, Justyna, Scarlett, – jako pierwsze przyjechałyśmy do Skaryszewa. Rano 26 lutego pojechałyśmy na miejsce, które już szykowano na przyjęcie setek koni. Rozstawiono rampy do załadunku zwierząt do TIR-ów, rozstawiano kramy z mięsiwem i batami, siodłami, kaloszami i przystawkami. Skaryszew szykował się do Wstępów – końskiego jarmarku. Nieświadome niczego konie, które już nocą 26. Lutego zwożono, ładowano na TIR-y, które wiozły je na śmierć. Rano 27. Lutego dalej trwał załadunek, teraz przy dźwiękach muzyki – polska historia to pamięta, załadunek do transportów żywych istot wiezionych na śmierć, przy dźwiękach muzyki. Wrzaski, poganianie kijem – polska historia to pamięta.
Rano 26. Lutego byłyśmy pod siedzibą Straży Pożarnej – tam umówione byłyśmy z panem z Urzędu Miasta Skaryszew. Miał nam pokazać miejsce, gdzie możemy rozstawić namiot i gdzie odbędzie się nasza manifestacja. Za chwilę obok nas, w pięknym czarnym płaszczu, w asyście innego pana, przeszedł sam Pan Burmistrz Skaryszewa. Wiedział, kim jesteśmy, jego twarz wykrzywił uśmiech, którego nie zapomnę. Cyniczny, pewny siebie, pogardliwy – ten uśmiech mówił, wręcz pluł nam w twarz słowami „Pokrzyczcie sobie głupcy – targi dla koni (wiezionych na rzeź) były, są i będą.”

Posłuchaj…
W nocy 26. Lutego na targ w Skaryszewie przyjechali ludzie, którzy nie godzą się na mordowanie koni, którzy od dawna słyszą krzyk wiezionych na rzeź. Na początku było nas prawie 50 osób, później ponad 100. Noc była straszna, wiał silny wiatr, który popychał śnieg poziomo, wprost na twarze, plecy i nogi obrońców koni.
Widziałam tej nocy trzęsące się z zimna dziewczyny. Wszystkie miały takie same oczy. Łzy mogły powstać od wiatru, lecz wyraz twarzy wszystkie miały ten sam. Ich twarze mówiły: „Boże, to jakieś szaleństwo!

Dlaczego? Dlaczego? Dlaczego….?

Widziałam chłopaków i mężczyzn – też trzęśli się z zimna. Mówiłam „Idźcie do namiotu, schrońcie się przed zadymką śnieżną.” Ale i dziewczyny i chłopcy, nie ważne, w jakim wieku, często „siwym” nie chcieli mnie posłuchać. Namiot Tary stał pusty. Chodziliśmy po tym przerażająco wielkim targu popychani wiatrem, obsypani śniegiem, tak jak te biedne konie. W pewnym momencie moja komórka zaczęła dzwonić i już do końca targu nie chciała umilknąć. Ludzie meldowali o nieprawidłowościach. Z rogatek, gdzie stali nasi ludzie napływały informacje: „Weterynarze, którzy tutaj stoją, przepuszczają transporty z końmi, których nie sprawdzili wg paszportów.”, „Przejechał pijany przewoźnik wiozący konie – policjant w radiowozie powiedział, że nie ma alkomatu.”, „W naszą stronę jedzie transport na otwartej przyczepie z koniem owiniętym folią łącznie z głową, obwiązany sznurem – łapcie go! Scarlett, co robić?”, „Weterynarze na rogatkach nie chcą nas tutaj, krzyczą, że mamy się stąd wynieść. Puszczają niesprawdzone transporty z końmi.”, „Scarlett, zatrzymujemy transport – są tam same źrebaki, a przewoźnik nie chce okazać paszportów, co robić?” – „Wzywajcie policję.”, „Wzywamy wszystkich na trzecią rogatkę – blokujemy TIR-a.”, „Przyjechała policja – nie chcą z nami współpracować!”, „Kto może, niech biegnie w stronę „Przyjaciół dla Zwierząt” – ruszył transport bez przegród, większość nieprzywiązana, już leżą.”
Masa komunikatów, tak wiele nieprawidłowości. Tak wiele niesprawiedliwości. Zmarznięte, przerażone konie, poupychane w transportach niskich i ciemnych. Trafiłyśmy właśnie na jeden z nich – konie upchane „jak sardynki”, bardzo ciasno, z nisko pochylonymi głowami, bo dach wozu jest zbyt niski.

Jeden z koni ma ranę na zadzie, sączy się z niej krew.

Dzwonię na pierwszą rogatkę, do Iwony, by przekazała telefon weterynarzowi, słyszę go w słuchawce ”Proszę pana, jest tutaj koń z raną na zadzie, proszę o pomoc dla niego” – „Jestem za daleko, proszę zadzwonić na drugą rogatkę.”. Dzwonię do Damiana (druga rogatka), podał telefon obecnemu tam weterynarzowi. Mówi mi: „Nie mogę opuścić rogatki, proszę zadzwonić po policję.”. Wezwani policjanci powiedzieli, że nie są od opatrywania ran, nie są lekarzami weterynarii… Tak było przez całą noc. Nasi Ludzie wzywali o pomoc dla poranionych koni, lecz nikt nie chciał Ich słuchać. Na czterech wjazdach na targ „stali” lekarze weterynarii „sprawdzający” transporty z końmi. Przedtem tego nie robili, – dlaczego?
Może dlatego, że powiadomiliśmy wszystkie władze, że będziemy w tym roku na targu?
Była Straż Pożarna – drodzy Strażacy, dlaczego śmialiście się z nas? Widzieliście jak wygląda załadunek koni na rzeź, czy nie macie sumienia?
Faktem jest, że niektórzy policjanci mówili, że jest to najgorsze miejsce, w jakim przyszło im mieć dyżur na służbie. Mówili, że nas rozumieją, mówili: „Ale co ja mogę??”

Posłuchaj….
Noc z 26. na 27. Lutego była nocą, która nazwaliśmy „rzezią niewiniątek”.
Zobaczcie to, co widzieliśmy my.
Hulający, zimny wiatr, pchający śniegiem przez zupełne ciemności rozświetlone reflektorami wjeżdżających samochodów i ciągników wiozących konie. Przez chwilę trwała cisza, ustawiali się na targu. Niedaleko zaczęły ustawiać się TIR-y do przewozu żywych zwierząt, prowadziła do nich jedna z nitek szosy. O północy było ich tam 11. Ktokolwiek zbliżył się, by zrobić zdjęcia, był bardzo agresywnie atakowany przez kierowców. Nagle, jak za dotknięciem czarodziejskiej różdżki, pojawili się „naganiacze”- ludzie w „dresach kreszowych” z kijami w ręku podchodzili do transportów, szybko negocjowali ceny, w sierści konia na zadzie wycinali znak i prowadzili w kierunku TIR-ów.

Posłuchaj….
Noc z 26. na 27. Lutego okazała się nocą, kiedy Włosi skupowali tylko źrebaki do pierwszego roku życia. Tylko dwa TIR-y skupiły źrebaki starsze, około półtoraroczne.

Posłuchaj….
Wybacz mi. Niech On mi wybaczy. Na samym początku targu, z boku jednej z alejek stał ŻUK, na jego pace stała klacz ze źrebaczkiem. Ona miała około 6 lat, dziecko około 6 miesięcy. Podeszliśmy, zapytaliśmy o cenę. Mężczyzna powiedział, że musi się dopiero zorientować w cenach. Mniej więcej po godzinie otrzymałam wiadomość, że klacz ze źrebakiem są wyładowywane z ŻUK-a. Podeszliśmy, zapytaliśmy o cenę: źrebię – 2.200 zł, klacz 5.500 zł – Dorota, pamiętasz? Obok stali mężczyźni, którzy targowali źrebaczka. On był taki malutki! Wszyscy myśleliśmy, że cena jest zbyt wygórowana, że nikt go nie kupi, że to niemożliwe, że na rzeź. Takie maleństwo?

Boże!

Odeszliśmy w stronę innych transportów. Za chwilę rozpętało się piekło. „Naganiacze” „na pniu” skupowali w 5 minut wyładowywane źrebaki nieprzekraczające jednego roku życia. Z wszystkich stron zaczęły zjeżdżać pojazdy z końmi. „Naganiacze” wyłapywali maluchy i „strumieniem” prowadzili je w stronę TIR-ów. Do którego z transportów byśmy nie podbiegali, wszystkie końskie dzieci były natychmiast sprzedawane. Sprawni „naganiacze” wycinali nożyczkami znak na zadzie i prowadzili dziecko w kierunku TIR-a.

Posłuchaj….
To było jakieś szaleństwo. Nadjeżdżające z każdej strony pojazdy z końmi, ciemność, przeszywający wiatr, zacinający śnieg – biegliśmy w stronę nadjeżdżającego transportu – ciągle o sekundę za późno. Oni już tam byli. Słyszeliśmy tylko „sprzedane”. Pobiegliśmy znów w stronę ŻUK-a, gdzie od początku targu stała klacz i jej dziecko. Dobiegliśmy do auta (odległość ogromna) – stała tam klacz. Stała tam klacz bez źrebaka. Jej dziecko poprowadzili w stronę TIR-ów.

Boże!

On był pierwszy na tym targu! To jakiś obłęd! Proszę wybacz nam. Skąd mogliśmy wiedzieć, że tej nocy jedynym pożądanym „towarem” były końskie dzieci? On był pierwszy na targu…
Czy ja mam sumienie? Boże kochany, czy ja mam sumienie?

Posłuchaj….
Patrzyliśmy w ciemność. Za chwilę reflektory jednego z samochodów zaczęły skręcać w jedną z alejek. Podbiegliśmy. Samochody zaczęły się zatrzymywać, trzaskały trapy. Zrobiłam, co musiałam. Pierwszy trap otwarty, błysk latarki – jest maluch – pytanie: „Panie, jaka cena?” – „3.200 zł” – „Biorę.” Szybko, pieniądze do ręki. Za chwilę za plecami czujemy „naganiaczy” – „Sprzedany, bydlaki rozumiecie, sprzedany” Bieg dalej, w jednej chwili otwarte dwa trapy. Z jednego sprowadzili źrebaka, „Cena? – Biorę” z tyłu biegną „naganiacze”. Obok stoi już jeden źrebak, krzyczę ”Biorę, co pan masz w przyczepie!” – „dwa źrebaki, ok. 7-miesięczne” widzę ich zady – „Panie, biorę!” Cena, płacę, z tyłu już pojawili się „naganiacze”.
Jaką miałam satysfakcję, za chwilę, dosłownie 5 minut później, gdy nadjechał kolejny transport. Wyładowali ok. 6-miesięcznego źrebaczka – okrąglutki, tłuściutki, z zadem jak jabłuszko. „Panie, ile?” – „2.700 zł” „Biorę” i szybko pieniądze do ręki. W tym momencie przybiegli „naganiacze” ze swoimi kijami w rękach. Już zapłaciłam, byłam pewna siebie. Wiedziałam, że ich szlag trafia.
Boże, to jakieś szaleństwo!

Posłuchaj….
Wszystko tak szybko się działo. Weszliśmy w tą aleję. Aleję, którą prowadzili dzieci w stronę TIR-ów. Jeden z nich, inteligentny i mądry źrebak bał się, zaparł się czterema kopytkami o asfalt, pchali go i ciągnęli. On chyba wiedział….
Nagle zerwał się, zaczął uciekać. Niestety, wpadł do rowu (wzdłuż tej drogi był on bardzo głęboki) prosto na kręgosłup. Maleńkimi kopytkami wierzgał w powietrzu. Było ich ośmiu – wyszarpali go z rowu, popchali w stronę TIR-a. Z całych sił bronił się przed trapem….

Boże!

27. lutego, rano, słońce niczego nieświadome rozświetliło targ. Na chwilę zgromadziliśmy się wszyscy przy namiocie Tary.
Kochani! Wtedy zobaczyłam Was wszystkich. Byliście tak strasznie zmęczeni, Wasze spojrzenia były tak strasznie puste, puste od bólu. Przegraliśmy? Oni wszyscy tak wypasieni, rubaszni, zadowoleni z siebie. I my, wyczerpani, przemarznięci. Ja, bo piszę tę relację, jakby w otoczce z pianki, jakby obok. Podchodziliście do mnie – chyba zwariowaliście tej nocy, dawaliście mi do ręki pieniądze mówiąc: „Scarlett, ratuj!” – jak mam wrócić do domu i żyć normalnie?

Piękna blondynka przyszła do nas prowadząc, jak się okazało, 8-letnią klacz kucyka. Sierści prawie nie było, skórę toczył świerzb. Klacz była „spremedykowana” bo szła – po przyjeździe do Tary ledwo się porusza, tak bardzo jest ochwacona. Śliczna dziewczyna z rzęsami jak firanki przyprowadziła źrebaka – „Scarlett, to jest Bazyl, uratowałam go.”
Młode małżeństwo, wykształceni i piękni, o jasnych twarzach, całą noc byli na targu, o świcie ją zobaczyli – dużą klacz, która poprosiła ich o pomoc. Przyprowadzili ją do naszego stadka wykupionych przez nas koni. Na targu była bardzo spokojna, w Tarze wytrzeźwiała i już pokazuje swój ostry charakterek. Czy na powrót zaufa, uwierzy ludziom? Wytrzeźwiała – tak, nie pomyliłam się, najtaniej uspokaja się konie alkoholem. Rano zobaczyliśmy bardzo zabiedzonego źrebaka (w nocy na pewno go tam nie było). Stał z głową przy ziemi, nastroszone, posklejane, brudne futerko litościwie otulało bioderka i żebra. 1.200 zł i był nasz. Cała grupa ludzi prowadziła go w kierunku namiotu Fundacji. Tam wezwany lekarz weterynarii podał Mu antybiotyki.

Wierzyliśmy, że będzie żył.

Otrzymał imię Mały Pol. Jesteście kochani i szaleni! Wasze serca znajdują się we właściwym miejscu, należycie wypełniają Wasze klatki piersiowe, ale to nie uspokoi Waszych sumień. 1 – 20 – 100 koni – uratowanych? Dzisiaj już wiecie, mam nadzieję, że wiecie. To tylko półśrodki, to uspokojenie sumienia. Dzisiaj rozpoczynamy prawdziwą wojnę o życie wszystkich koni w Polsce. Wy wiecie, że tak trzeba.

Posłuchaj….
To nieprawda, że nic nie możesz!! Jesteś jednym z ogniw łańcucha, który walczy o konie. Jeśli Ciebie zabraknie, nie będzie łańcucha. Jeśli Ciebie nie będzie, nie uratujemy tysięcy koni skazanych na śmierć.

Posłuchaj….
Podpisz petycję (http://stop-skaryszew.pl/index.php/pl/do-pobrania/petycja), daj ją do podpisania przyjaciołom i wyślij do Tary.

Posłuchaj….
Takich targów, jak w Skaryszewie, w Polsce są dziesiątki. Bądź tam z nami, ze swoją kamerą i aparatem.

Posłuchaj….
Wzywam Cię na wojnę.

Posłuchaj….
Jesteś kimś bardzo ważnym.

Posłuchaj….
Ty doprowadzisz do zmiany zapisu w Ustawie o ochronie zwierząt na „Koń jest zwierzęciem towarzyszącym człowiekowi.”

Posłuchaj….
Jesteś najważniejszym ogniwem w łańcuchu życia!

Skomentuj

Nasza strona używa ciasteczek (tzw cookies). dowiedz się więcej

Nasza strona internetowa używa plików cookies (tzw. ciasteczka) w celach statystycznych, reklamowych oraz funkcjonalnych. Dzięki nim możemy indywidualnie dostosować stronę do Twoich potrzeb. Każdy może zaakceptować pliki cookies albo ma możliwość wyłączenia ich w przeglądarce, dzięki czemu nie będą zbierane żadne informacje

Zamknij