Relacja z Wstępów – Skaryszew 2012 – Alicja D.

Oto moja relacja z targów końskich w Skaryszewie. Dodaję do niej zdjęcia swojego autorstwa. Jeżeli przeczytacie relacje i obejrzycie zdjęcie bardzo, bardzo ale to bardzo Wasz proszę o wklejanie jej treści na Wasze blogi albo linkujcie ją u siebie na Fejsbukach i blogach. Linkujcie, rozpowszechniajcie – inaczej nie nagłośnimy tej sprawy i nie przyczynimy się, wspólnymi siłami, do zmiany prawa w Polsce. Walczymy wszyscy o to samo- zakaz hodowli koni na rzeź i zakaz wywożenia Polskich koni do Włoch. Niech jak najwięcej osób przekona się jak NAPRAWDĘ wygląda targ w Skaryszewie. Jak rażąco łamane są tam prawa zwierząt. Oto, co widziałam w Skaryszewie.

 

Z Trójmiasta jechałyśmy z dwoma koleżankami. Najpierw 9 godzin do Radomia a potem około pół godziny PKS-em do Skaryszewa. Na miejscu był już rozstawiony namiot Tary. Pierwsi handlarze zaczynali już się zjeżdżać na miejsce. Od Scarlett- prezes Fundacji Tara otrzymaliśmy wskazówki, co robić i jak się zachowywać. Około godziny 22 ruszyłyśmy robić pierwsze zdjęcia i sprawdzać pierwsze ciężarówki.

W jednej z przyczep 4 konie były tak bardzo stłoczone, że nie miały nawet możliwości wyprostować się.

Ostatni wepchnięty koń miał pysk na stałe przygięty do lewego boku, bo inaczej nie zmieściłby się do przyczepy. Stojący obok koń miał świeżą, otwartą ranę na zadzie (zdjęcia), którą cały czas ocierał o ścianę ciężarówki. Na miejscu nie było weterynarza a inspekcja weterynaryjna składająca się z kilku chyba kompletnie przypadkowych osób (wśród nich około 17 letni chłopaczek) na informację o rannym koniu tylko wzruszyła ramionami. Weterynarz, do, którego zadzwoniono odmówił przyjazdu na miejsce. Tak samo policja. Na szczęści na miejscu byli Inspektorzy TOZu. Około północy rozpoczął się pierwszy załadunek koni jadących do włoskich rzeźni. Do tego czasu większość chłopów, którzy przyjechali z końmi była już pijana. Przypominam, że załadunek koni rzeźnych NIE może odbywać się w nocy. Działania tych ludzi były niezgodne z prawem i robione w nocy po to by uniknąć przestrzegania przepisów egzekwowanych w dzień.

Konie wyciągane z ciężarówek były wprowadzane do przyczep i stłaczane jedne obok drugich. Zwierzęta były przerażone i nie chciały wchodzić po rampie. Były ciągnięte za sklecone z sznurków kantary, za ogony, grzywy, popychane i bite batami. Po załadowaniu czasami zaczynały kopać i gryźć się nawzajem.

Wrzaski dobiegające ze środka przyczep nie pozostawiały wiele do myślenia: „Nastąp się skurwysynu!! Rusz się ty pierdolona góro mięcha!! W lewo tępa pizdo!! Dalej kurwa!! Te dwa nie mają paszportów, gówno dostaną a nie paszporty, pierdoleni zieloni!!” – to tylko kilka przykładów tego, co słyszeli aktywiści robiący zdjęcia podczas załadunku koni. Co jakiś czas w naszą stronę leciały wyzwiska i szyderstwa. Chamskie okrzyki i groźby były bardzo częste. Jeden chłopak, który wszedł na rampę by zrobić zdjęcie koni stłoczonych w środku został uderzony pięścią w twarz przez agresywnego, pijanego chłopa. Ja wraz z dwoma dziewczynami zainteresowałam się otwartą ciężarówką, w której stały bardzo piękne, potężne konie pociągowe. Ich właściciel otworzył przyczepę postawioną przy drodze i poszedł pić alkohol do kompanów. Gdy weszłam na rampę z latarką by sprawdzić stan koni właściciel przybiegł i zaczął mnie szarpać, żebym zeszła z rampy. Na moje stanowcze „Proszę natychmiast zabrać te ręce!!” Zaczął podnosić klapę rampy, na której stałam tak bym wpadła prosto na i tak już przerażonego konia.

Potem nastąpił jeszcze bardziej niebezpieczny incydent. Zrobiłam zdjęcie szeregu koni stojących obok siebie przy ciężarówce.

Otoczyła nas grupa około 20 chłopów,

odcięli nas od reszty i zaczęli obrzucać nas wyzwiskami. Jeden z nich podszedł do mnie z metalowym drągiem i zaczął krzyczeć „Zajebię cię ty głupia pizdo, będziesz zdychać w tym rowie pierdolona dziwko i nikt nawet nie będzie o tym wiedzieć, wypierdalaj stąd z tym aparatem zeszmaciała kurwo, bo zaraz ci więcej metalu wbiję w tą twoją pierdoloną gębę!!!” Zamachnął się przy tym na mnie drągiem, który trzymał w ręku, mając nadzieję, że ucieknę. Nie postąpiłam może zbyt mądrze, bo, mimo że w środku byłam pewna, że zaraz zostanę pobita to nie ruszyłam się ani o krok i powiedziałam spokojnie „Nie boję się ciebie a wszystko, co powiedziałeś zostało nagrane, bo kręcę aparatem film”. Było to kłamstwo, ale miałam nadzieję, że ten człowiek się przestraszy i odejdzie. Głupota z mojej strony, bo mogłam stracić aparat. Byłam wtedy przerażona do granic i nie myślałam racjonalnie. Po tym wydarzeniu robiłam już mniej zdjęć, bo bałam się, że tym razem nie skończy się tylko na pogróżkach. Samotnie przywiązany do ciężarówki jabłkowity koń (na 3 zdjęciach) był skrajnie podenerwowany otaczającym go zgiełkiem i na każdą próbę zbliżenia się do niego czy nawet przejścia obok niego reagował kopaniem i wierzganiem, co powodowało tylko nowe wybuchy śmiechu uradowanych handlarzy.

Handlarze byli coraz bardziej pijani,

padał śnieg, zwierzęta były zziębnięte i przerażone. Starałam się nie myśleć o ogromie cierpienia, jaki mam przed oczami, odepchnęłam od siebie jakiekolwiek uczucia, chciałam zapamiętać jak najwięcej i sfotografować to, co widzę. Niektóre konie miały kopyta w skandalicznym stanie, stare i źle zrośnięte złamania nóg, zdeformowane nogi, rany.. Godziny mijały, handlarzy przybywało a wolontariusze dokumentowali, co tylko mogli. Około godziny 7 rano zaczął się załadunek kolejnych TIR-ów jadących do Włoch. Gapiów było mnóstwo, zwierzęta przerażone nie chciały wchodzić na rampę, spadały z nich, przewracały się. Wywoływało to tylko wściekłość ciągnących je handlarzy i śmiech obserwujących chłopów. Dokumentowałyśmy to z aktywistami przy akompaniamencie wyzwisk i śmiechów zgromadzonych. Komentowano w bardzo prostacki i wulgarny sposób nasz wygląd (wiadomo, że wegeaktywiści lubią czasem wyglądać kolorowo i inaczej niż ten prostacki motłoch w ogóle jest w stanie sobie wyobrazić), najszerzej komentowano moją osobę z uwagi na ilość kolczyków widocznych na twarzy. Najczęstszym komentarzem było to, że może mnie też warto władować do ciężarówki skoro zakolczykowałam się jak krowa. Bardzo trudno mi było ignorować to i nie wdawać się w dyskusję. Z wielkim upodobaniem handlarze wyśmiewali się z nas proponując kotlety z koniny, bo „mogą zaraz na miejscu zarżnąć któregoś i będzie pyszna koninka”. Żony handlarzy podeszły do nas i zaczęły krzyczeć, że mamy się wziąć do roboty a nie protestować przeciwko czemuś, o czym nie mamy pojęcia. Że najpierw powinniśmy tyle przeżyć z końmi, co oni a dopiero potem się wypowiadać.

A co to zmienia?

To, że spędziłabym z końmi 20 lat usprawiedliwiłoby to, że najpierw takiego konia hoduję, karmię i leczę a potem bez skrupułów sprzedaję na rzeź? Bzdura. Dodatkowo wykrzyczano, że najpierw powinniśmy się nauczyć oporządzać konia a potem się odzywać. Umiem oporządzić konia od A do Z. Wyczyścić box, nakarmić, wyczyścić konia, osiodłać i rozsiodłać a także zabezpieczyć po wysiłku, żeby się nie przeziębił lub nie przegrzał. I jestem pewna, że zrobiłabym to lepiej niż ci chłopi, bo bez użycia krzyku, popychania i bata. Wierzę, że większość aktywistów obecnych na targu również umiała obchodzić się z końmi. O 10 zaczynała się manifestacja aktywistów. Ja nie miałam już na nią siły. Po ponad 40 godzinach bez snu, zziębnięta do kości i przytłoczona ogromem cierpienia i okrucieństwa, jakie zobaczyłam w Skaryszewie o 8: 45 wraz z koleżankami, z którymi przyjechałam opuściłyśmy teren Wstępów-, bo tak nazywała się cała impreza. Obawiałam się, że nie znajdę w sobie już więcej siły i cierpliwości by nie odpowiadać na krzyki i wyzwiska.
Tarze udało się wykupić 10 koni. Tak jak napisali na swojej Fejsbukowej stronie:

  • 10 historii, które nie skończą się dramatem transportu i śmiercią w rzeźni.
  • 10 koni, które dzięki wielu Ludziom, wielu pięknym sercom, będzie mogło przeżyć swoje życie godnie, wraz ze swoimi końskimi braćmi w Tarze.
  • 10 koni ocalonych przed światem.
  • 10 koni, które razem wydarliśmy śmierci.
  • 10 koni.
  • 10 par ufnie patrzących na nas oczu. One wiedzą. Ich oczy są rozumne. Zostały uratowane. Jadą do domu, do Tary!

W przyszłym roku lepiej się zorganizujemy, będzie Nas więcej, lepiej będziemy walczyć z całym tym niesprawiedliwym i całkowicie niepotrzebnym okrucieństwem. Zapity, rozwrzeszczany i prostacki motłoch już nas nie zastraszy. Nikt Nas nie powstrzyma.

 

Skomentuj

Nasza strona używa ciasteczek (tzw cookies). dowiedz się więcej

Nasza strona internetowa używa plików cookies (tzw. ciasteczka) w celach statystycznych, reklamowych oraz funkcjonalnych. Dzięki nim możemy indywidualnie dostosować stronę do Twoich potrzeb. Każdy może zaakceptować pliki cookies albo ma możliwość wyłączenia ich w przeglądarce, dzięki czemu nie będą zbierane żadne informacje

Zamknij