Relacja z Wstępów – Skaryszew 2012 – Iwona K.

Jechałam do Skaryszewa z cichą nadzieją, że coś się zmieni. Myślałam, że rok przygotowań, pisania pism, skarg, próśb, spotkań z ludźmi, od których zależy prawo i porządek na targach koni nie pójdzie na marne. Ale już na tym etapie spotkaliśmy się z urzędową obojętnością, wręcz wrogością i niezrozumieniem naszych działań.

Jestem w Skaryszewie już w piątek wieczorem. Przyjeżdżam z Justyną K i czekamy na Scarlett. Mamy jeszcze nadzieję. W niedzielę od południa przyjeżdżają ludzie, organizacje prozwierzęce. Odpowiedzieli na apel o pomoc w ratowaniu koni. Ilość ludzi zaskakuje mnie miło. O godzinie 17:00 jest już około 50 osób.

Mam jeszcze nadzieję!

Rozdzielamy zadania i rozchodzimy się z namiotu. O 18:00 docieramy na punkt kontroli paszportów i sprzedaży biletów. Jest policja inspektor weterynarii – siedzą w aucie. Myślę – jest dobrze. Jest nadzieja, że wreszcie służby zaczną działać. Że skończy się gehenna koni upychanych byle jak w byle czym. Że zacznie się rzetelna kontrola paszportów i stanu zdrowia koni. Że nieprawidłowości będą miały swoje konsekwencje w postaci: mandatów, niewpuszczania złych transportów. Że będzie sprawdzana trzeźwość kierowców. Zaczynają się pierwsze kontrole. Mówią, że

nadzieja umiera ostatnia.

To nie prawda! Ona zmienia się w bezsilności i rozpacz. Już wiem, że znów trafiłam do piekła, że jestem w Skaryszewie – mieście bezprawia, przepełnionego bólem, męką i krwią niewinnych koni. Sprawdzanie paszportów to fikcja. Stan zdrowia koni to ostatnie co obchodzi inspektora weterynarii. Oszukuje nas, że na targu będzie to robione, ale wiemy, że powtórnej kontroli nie będzie. Koń trafia bezpośrednio do tira śmierci. Drugi raz w życiu widzę sprawdzanie paszportów, gdzie robi się to patrząc na zad konia.

Na nasze protesty i jawne łamanie prawa dostajemy szybką odpowiedź: „nie macie uprawnień”. Grozi się nam policją i usunięciem z punktu. A policja nic nie robi. Nie ma kontroli trzeźwości. Nie mają nawet alkomatu. Mamy przypadek ewidentnie pijanego kierowcy, a policja działa opieszale i nieskutecznie. Wszystkie służby zasłaniają się, że nic nie mogą. Nie ma mandatów – tym razem prawo jest łamane na oczach służb odpowiedzialnych za jego przestrzeganie. Ignorancja tych ludzi sięga zenitu. W Skaryszewie prawo nie działa. To miejsce staje się dla mnie od dziś dziczą, gdzie moralność, podstawowe wartości i prawo nie istnieją To miasto spływa krwią, bólem i brakiem współczucia. Pachnie wódą, śmierdzi ludzkim ściekiem nastawionym tylko na zysk. Rodzi się we mnie złość. W myślach mam ochotę je spalić!

Około 5 rano wracam na targ. Widzę ludzi, którzy przyjechali pomóc koniom. Dzielnie walczą o konie, poranione, chore. Starają się ściągnąć weterynarzy, którzy powinni im pomóc, ale spotykają się z odmową. Słyszą wymówki, że jest za mało weterynarzy, a tymczasem widzę młodą panią weterynarz palącą beztrosko papierosa. Myślę – jest taka młoda, a już bez sumienia – kpiąca i dumna. Tylko z czego…?

Że serce ma już z kamienia?

Na nasze pytania dlaczego weterynarze nie każą chłopom poić koni pada odpowiedź, że nie mogą ich do tego zmusić. A przecież na to są przepisy! Nie rozumiem tego!

Już wiem, że nic się nie zmieniło, tylko tyle, że na targu jest więcej służb, policji, straży miejskiej, ochrony, którzy totalnie nic nie robią! Są jak ci handlarze. Bez serca, nieczuli na cierpienie, ból i tak samo mają prawo za nic – jak zwykły chłop na tym targu. Mimo że są urzędnikami państwowymi.

Długo trwało pogodzenie się z tym wszystkim.

Zadano cios.

Udowodniono, że mimo urzędników prawo można olać. W zamian za to działają oni jak im się podoba. Po wielu dniach, bólu, udręki i rozpaczy, że tyle koni znów pojechało na śmierć w tragicznych warunkach. Bitych, poniewieranych – tylko dlatego, że chcą żyć. Bez wody i jedzenia. Źrebaki, klacze źrebne, poranione konie, zaniedbane, zagłodzone i odwodnione. Kiedyś napisałam, że rozpadłam się na milion kawałków. Właśnie pozbierałam je i mówię dość! Nie poddam się. Zaczynam walczyć. Już nie jestem taka sama, prosząca o pomoc urzędasów, jak się okazało. Teraz będę żądać. Dość! Jeżeli ja muszę przestrzegać prawa, to i oni muszą. Będę tego od nich żądać.

Dziękuję wszystkim ludziom

którzy tam byli ze mną, którym nie jest obojętny los koni i innych zwierząt. Dziękuje i apeluje. Jednoczmy się. Zmieniamy prawo – w nas jest siła! Żaden z niekompetentnych urzędników nie będzie rządził losem koni i ludzi. Walczymy! Zdejmijmy im te kpiące uśmiechy z twarzy. Panowie urzędnicy! Może bitwa przegrana, ale woja trwa…! Dziękuję Fundacji Tara za to, że jest. I za konie, które udało się wykupić dzięki ludziom i ich darowiznom. Za to, że będą biegać bezpiecznie po łąkach TARY. A ja biorę się do dalszej pracy i walki jednocześnie.

Wojna trwa!

 

Skomentuj

Nasza strona używa ciasteczek (tzw cookies). dowiedz się więcej

Nasza strona internetowa używa plików cookies (tzw. ciasteczka) w celach statystycznych, reklamowych oraz funkcjonalnych. Dzięki nim możemy indywidualnie dostosować stronę do Twoich potrzeb. Każdy może zaakceptować pliki cookies albo ma możliwość wyłączenia ich w przeglądarce, dzięki czemu nie będą zbierane żadne informacje

Zamknij