Cztery lata interwencji w jednym tylko miejscu – w Piskorzynie
Ratujemy konie z całej Polski, a przez 4 lata jak mieszkamy w Piskorzynie, nie mogliśmy pomóc jednej starej chorej klaczy – Aż do dzisiaj. Tuż obok nas, w maleńkim śmierdzącym pomieszczeniu „gniła” klacz. Kopyta jak talerze, dychawica płuc, „paskudna” garść siana. Właściciele, już nie młodzi „cofnięci” – trudno się z nimi porozumieć, na nasze prośby, „wypuście, chociaż to zwierzę na dwór” krzyczeli „ muchi gryzą” i zamykali konia szczelnie w smrodzie własnych odchodów. Mówiliśmy „sprzedajcie nam tego konia” – krzyczeli „mamusia nie pozwala” – panowie maja ponad 60 lat. Nasze interwencje nigdy nie odbywały się w spokoju. Panowie zawsze byli agresywni, nawet policjantom się obrywało ( panowie mają umysły na poziomie dzieci). Nie można było odebrać zwierzęcia, ponieważ baliśmy się ich nieprzewidywalności. Gdy otrzymają pieniądze, będą zadowoleni a nie „ziejący” zemstą. Nie chcieli sprzedać aż do dzisiejszej, naszej interwencji przeprowadzonej przy udziale policji i weterynarza powiatowego.
Kilkanaście dni temu, jakiś niedobry człowiek spalił część obiektów braciom, będącym pod opieka pomocy społecznej. Spłonęła drewniana, zrujnowana stodoła, w której znajdowało się, bardzo stare siano dla konia. Obórka, w której żyło zwierzę też została uszkodzona, a pozapadany nad nią dach ledwie się trzyma.
Tak bardzo nam przykro, że do tego doszło, straszne nieszczęście.
Ponad 20 – letni koń z ciężką dychawicą płuc, musi być teraz na dworze na łące, musi jeść soczystą trawę, bo gospodarze nie maja siana i „komórki”. Panowie podjęli decyzję sprzedają konia. Zagrożenie dla zwierzęcia jest duże, 20 km stąd znajduje się Rawicz, a w nim rzeźnia dla koni i źrebaków. Panowie nie za bardzo nas lubią. Długim targiem z kwoty 3000 zeszli do kwoty 1500.
Odpada transport, konia spokojnie możemy przeprowadzić do Tary w 20 minut stępem. Klacz nie posiada paszportu (trzeba go wyrobić). Natychmiast trzeba rozpocząć leczenie płuc ( dosyć kosztowne), klacz jest już wiekowa 20-25 lat.
Cały czas powtarzamy, że nie mamy miejsca, że musimy budować stajnię dla „skaryszewskich” koni, ale „na Boga” ta klacz żyje obok nas, możemy ją uratować. 4 lata walczyliśmy o nią i gdy nadszedł czas, gdy możemy jej pomóc – może trafić do rzeźni
Udało się stargować cenę za życie konia, a robił to policjant, lekarz weterynarii, Scarlett, sąsiedzi, tłumacząc: „jak chłopu na roli”:
- Aby sprzedać konia do rzeźni musi on mieć paszport (koszt)
- Decyzją weterynarza natychmiast właściciel muszą rozpocząć leczenie konia(koszt)
- Jeśli tego nie zrobią, poniosą karę finansową (koszt)
- Handlarz, jak przyjedzie po konia musi „na tym” zarobić (właściciele konia muszą obniżyć cenę)
Uratujmy tę klacz. Prosimy o pomoc. Klacz będzie miała na imię „Spalona”