Urodziny Celnika

W dniu dzisiejszym Celnik kończy 24 lata.

Celnika kochają wszyscy, podbił wiele serc ludzi przyjeżdżających do Tary. Życzymy Ci Drogi Koniku, żebyś zawsze czuł, jak bardzo jesteś kochany!

Historia Celnika

Każdy w swoim życiu ma różne okresy – lepsze i gorsze. Takie, które są mokre od łez i takie, które po latach chętnie wspominamy. Te złe i ciemne dni potrafimy „wypierać”, zapominać o nich. Przynajmniej próbujemy i czasami się to udaje. Czasami jednak nie da się zapomnieć…
Janów Podlaski – tam się urodził. Był piękny, wszyscy się Nim zachwycali. Wiedział, że jest kimś ważnym, kimś wyjątkowym. Był pięknym i dumnym koniem.
To czas, który chętnie wspomina… Lata mijały, Penol, bo tak miał wtedy na imię, najzwyczajniej w świecie się zestarzał. Co się działo później – tego nie wiemy. Znamy natomiast dalsze, smutne losy tego konia.

Grażyna T. zadzwoniła do Tary:

– „Scarlett, byłam świadkiem masakry. Handlarz chyba zapomniał, że w kolejnej komórce ma zamkniętego konia. Na prośbę sąsiadów weszliśmy tam z policją i lekarzem wet. W ciemności, przykuty łańcuchem do ściany stał chudy koń, właściciel (naciskaliśmy na to) podał mu w wiadrze wodę lecz łańcuch był zbyt krótki. Oszalałe z pragnienia zwierzę próbowało za wszelką cenę się napić, po drodze był kamienny żłób, koń uderzył głową o wystający kawałek żłobu, krew zaczęła kapać do wody… Gdy koń podniósł głowę, zobaczyłam rozdarte powieki i zalane krwią oczy. Scarlett, ja wykupię tego konia, weźcie go do Tary!”
– „Grażyna, wiesz, że brakuje nam miejsc, poszukaj mu domu, jeśli się nie uda my będziemy ostatnią deską ratunku. Ostatnio Iwona M. mówiła, że Jej znajomy chciałby przyjąć konia, to numer Iwony…”

Iwona znalazła nowy, jak się wtedy wydawało wspaniały dom dla Penola. Stajnia pod lasem, cisza, spokój i człowiek, który bardzo chciał pomóc. Ten człowiek bardzo się zaangażował w całą sprawę. Pojechał po konia, przywiózł do nowego domu i obiecał, że będzie z Nim już do końca. Dni mijały, wszystko wyglądało pięknie. Prawdziwy happy end! Penol zmienił nie tylko imię (teraz nazywał się Winsor), ale i wyglądał inaczej. Wypiękniał, przytył! Nowy właściciel karmił go nie z wiaderka, ale z ręki. Rozmawiał ze swoim koniem, chwalił Go. Nazywał Go swoim jedynym i prawdziwym przyjacielem. Dobre czasy wróciły dla Winsora. Zły los się odwrócił. Nareszcie! Koń ponownie zaufał człowiekowi, znowu chciał żyć – bo miał dla kogo żyć… Jakich słów użyć, aby opisać to, co działo się dalej? Trudne zadanie, bo chyba nie znam takich słów… Chyba żadne słowa nie wyrażą bólu i żalu, niesprawiedliwości, która dosięgnęła tego biednego konia….

Do Iwony zadzwonił telefon. W słuchawce usłyszała głos właściciela Winsora.

Nie „przyjaciela” Winsora. Nie wiernego towarzysza, nie człowieka na dobre i na złe…

„Zabieraj tego konia, nie jestem Fundacja Tara, niepotrzebny mi koń, który tylko je i sra. Ten koń jest ślepy, a ja nie będę utrzymywał darmozjada! Zabieraj Go stąd zanim zadzwonię po handlarza!” – od tego dnia Winsor już nie był karmiony z ręki… Od dnia, w którym weterynarz wydał diagnozę – wyrok: „Ten koń traci wzrok, już prawie nie widzi i niestety nie możemy Mu pomóc.”. Winsor znowu był sam. Lekarz zasugerował, że postępująca ślepota może być wynikiem bicia. Prawdopodobnie w poprzednim miejscu, w którym przebywał, był bity.
Koń nagle stracił wszystko – wzrok i ciepło ludzkiej dłoni. Czy można napisać gorszy scenariusz? Dlaczego życie bywa takie okrutne? Winsor zaczął gasnąć… Stracił wszystko, co było dla Niego ważne. Codziennie słyszał głos swojego przyjaciela, bo ten mieszkał tuż przy stajni, w której mieszkał Winsor, i wciąż czekał aż ten, jak każdego dnia przyjdzie i nakarmi Go, poklepie, przytuli. Ale od tego dnia już tylko go słyszał, a to przecież było za mało. To nie było to samo… Nie rozumiał, dlaczego został porzucony. Stał przy ogrodzeniu, już nie wypatrywał, ale nasłuchiwał. Przekrzywiał głowę i czekał… Chyba nic nie rozumiał. Po prostu czekał… Nie miał siły walczyć o jedzenie, więc nie jadł wiele. Nikt nie przejmował się ślepym, starym koniem, który nie miał już nawet właściciela. Stado, z którym do tej pory żył, odrzuciło Go, konie gryzły i kopały, a w oddali było słychać, tylko słychać, głos ukochanego przyjaciela, który ciągle nie przychodził…

W Tarze zadzwonił telefon: „Scarlett, nie wierzę w to, co widziałam – Winsor pomału umiera! Skopany, pogryziony, chudy, stoi sam ze zwieszoną głową. Wołałam go, nie reaguje. On już nawet nie prosi o pomoc.”

Tara znowu nie miała wyboru. Tara – ostatnia deska ratunku.

Pamiętamy dokładnie ten dzień, 27 października 2010 r., kiedy koń przyjechał do domu, do Piskorzyny. Zmienił imię na Celnik. To na cześć wspaniałych ludzi, celników, którzy zbudowali wiatę specjalnie dla Niego.

Dziś Celnik już zupełnie nic nie widzi. Chcielibyśmy, aby też nie pamiętał… Dziś ma piękne życie, bo jest w swoim prawdziwym domu. Znowu słyszy dobry, ciepły ludzki głos, znowu może poczuć, że jest potrzebny, że jest kimś. Kimś ważnym i wyjątkowym. Jest koniem, który całe życie czekał na przyjaciela w ludzkim ciele (historię opisała przyjaciółka zwierząt, znająca część przeszłości Celnika)

Jeśli ktoś z Was chciałby zrobić urodzinowy prezent temu Celnikowi i zostać jego Opiekunem Wirtualnym, zapraszamy do kontaktu: adopcje@fundacjatara.info.

 

Urodziny Celnika

Skomentuj

Nasza strona używa ciasteczek (tzw cookies). dowiedz się więcej

Nasza strona internetowa używa plików cookies (tzw. ciasteczka) w celach statystycznych, reklamowych oraz funkcjonalnych. Dzięki nim możemy indywidualnie dostosować stronę do Twoich potrzeb. Każdy może zaakceptować pliki cookies albo ma możliwość wyłączenia ich w przeglądarce, dzięki czemu nie będą zbierane żadne informacje

Zamknij