Rzeźnia Rawicz

Cierpienia zwierząt: Ryk, rżenie i płacz koni w Rawiczu

Mieszkańcy Rawicza, których działki sąsiadują z rzeźnią końską są przerażeni tym, co dzieje się za drucianą siatką. Według ich relacji na terenie spółki MKZ dochodzi do łamania praw zwierząt. – Najpierw uderzył konia wiadrem, później prętem. Oblewał wodą. Na koniec bił go długim pejczem – opowiada o czwartkowych zajściach jeden z działkowców.

Rawicka rzeźnia końska należąca do polsko-włoskiej spółki MKZ została uruchomiona na początku maja tego roku. W chwili otwarcia jej przedstawiciele zapewniali mieszkańców miasta, iż sąsiedztwo ubojni nie będzie dla nich uciążliwe. – Nie trzeba mieć żadnych obaw. Najważniejsze, by robić wszystko rozsądnie i z umiarem – zapewniał „Życie” w majowym wywiadzie prokurent spółki, Rinaldo Masina.
Pomimo deklaracji i zapewnień rzeczywistość okazała się zgoła odmienna. W ubiegłym tygodniu właściciele ogródków działkowych sąsiadujących z rzeźnią zwrócili się o pomoc do artystów i organizatorów Ogólnopolskiego Przeglądu Sztuki Współczesnej Forma 2004, który odbywał się w sąsiedztwie rzeźni, w rawickim domu kultury. Powodem interwencji Rawiczan był sposób traktowania zwierząt przygotowywanych do uboju. Relacja naocznych świadków wstrząsnęła słuchaczami. Zdenerwowani i przerażeni działkowcy opowiadali o niehumanitarnych transportach, wyładunkach i nieludzkim traktowaniu zwierząt.

„Bili wiadrem, prętem i pejczem”
Według relacji świadków późnym popołudniem w czwartek grupę Rawiczan zaniepokoiły odgłosy „płaczu” dobiegające z terenu rzeźni końskiej w Rawiczu. Na terenie ubojni odbywał się właśnie odbiór koni z transportu. Właściciel sąsiadującego z zakładem ogródka działkowego wraz z żoną i sąsiadami z przerażeniem obserwowali sposób, w jaki przywiezione zwierzęta przygotowywano do uboju. – Pracownik rzeźni terroryzował konia – opowiada świadek. – Najpierw walił go wiadrem, później prętem. Oblewał wodą. Na koniec uderzał w niego długim pejczem. Zdaniem działkowców koń leżał kopytami do góry, był wykończony podróżą i słońcem. Trójka pracowników zmuszała go do wstania. -Potem przyjechał weterynarz i chyba stwierdził, że trzeba go zabić – relacjonuje. Rawiczanie próbowali ratować zwierzę. -To, co widzieliśmy graniczy ze skandalem. Gdy pracownik okładał konia, ten aż cały się trząsł. Gdy krzyczeliśmy „morderca!”, „sadysta!” wyzywano nas od najgorszych – opowiadają działkowcy, którzy w chwilę po zdarzeniu wezwali policję.

„Cuchnący horror”
Jak wynika z relacji właścicieli działek czwartkowe zdarzenie przy ul. Targowej nie było jednorazowym incydentem. Od kilku miesięcy Rawiczan nękają przeraźliwe odgłosy zwierząt idących na rzeź i straszliwy odór wydobywający się z ubojni. – Gdy przybywają transporty i konie nie chcą schodzić z naczep, oni je spychają siłą. Tego nie da się opowiedzieć słowami. Tu jest horror. Jest hałas, ryk, rżenie i płacz koni. Nasi sąsiedzi któregoś dnia organizowali tu imprezę, gdy gehenna się zaczęła pozwijali stoły i krzesła i uciekli do domu – mówi około 50-letni mężczyzna. – Zafundowano nam gnojowisko. Jesteśmy w samym centrum straszliwego odoru. Mieszkańcy okolicznych bloków z jednej strony mają oczyszczalnię, z innej fermę kur i teraz jeszcze ta rzeźnia – komentuje.

„W obronie cierpiących koni”
Losem zwierząt, prócz rawickiej policji, zajęli się także artyści i twórcy rawickiej Formy. O zaistniałej sytuacji poinformowali m.in. Annę Chodakowską, aktorkę, przewodniczącą Społecznego Komitetu Obrońców Zwierząt oraz prezesa Stowarzyszenia Obrońców Zwierząt „Arka”, organizacje Gaja i Viva, Polskie Towarzystwo Opieki nad Zwierzętami, Schronisko dla koni Tara, Fundację Pegasus oraz inne instytucje zajmujące się maltretowanymi zwierzętami. Ich szefowie zapowiedzieli pikiety i akcje protestacyjne, radzili, do kogo zwrócić się o pomoc i gdzie interweniować. Niewykluczone, iż wkrótce odbędzie się koncert charytatywny, którego dochód pozwoli na choć częściowy wykup cierpiących zwierząt. – Nie pozwolimy, by konie, nasi przyjaciele, przechodziły katusze – mówi Scarlett Szyłogalis-Jankowiak, przedstawiciel schroniska Tara, która zadeklarowała pomoc w międzynarodowych organizacjach broniących praw zwierząt. – W naszej walce chcemy wykorzystać nie tylko argumenty etyczne, ale przede wszystkim społeczne – twierdzi Magda Jągowska, artystka prezentująca swe prace w rawickim domu kultury. – Postanowiliśmy napisać list otwarty do burmistrza i rady miasta. Zaczęliśmy zbierać podpisy. Nie podarujemy. W naszej petycji będziemy żądać zamknięcia rzeźni – podkreśla. Do tej pory petycję przeciwko lokalizacji rzeźni końskiej w Rawiczu i niehumanitarnemu traktowaniu zwierząt podpisało blisko 500 osób.
Historia bitego konia trafiła także do ogólnopolskich mediów i głównego lekarza weterynarii, Piotra Kołodzieja. W ubiegły piątek zlecił on wojewódzkim przedstawicielom inspektoratu weterynaryjnego kontrolę spółki MKZ
– Za wiele sobie nie obiecuję – mówił podczas piątkowej rozmowy z „Życiem”. -Kontrola bowiem powinna być przeprowadzona natychmiast. W momencie, kiedy zwierzę mogło być katowane. Każdy sygnał powinien być zgłaszany do powiatowego lekarza weterynarii, który z marszu powinien tę sprawę załatwić – wyjaśniał. Zdaniem Piotra Kołodzieja urazy można stwierdzić także w trakcie badań poubojowych – Jeżeli zwierzę było katowane i są urazy skóry, to nie ma problemu – twierdził. – Jeżeli natomiast nie będzie urazów, to nie jesteśmy w stanie nic udowodnić.
Piotr Kołodziej pozostał powściągliwy w ocenie usytuowania rzeźni końskiej w centrum Rawicza (o jej uruchomieniu dowiedział się dopiero przy okazji ubiegłotygodniowej skargi). Według niego dzisiejsze technologie i wymogi prawne są w taki sposób skonstruowane, że nie powinny ujemnie wpływać na funkcjonowanie miasta. -Ja bym kwestii lokalizacji zakładu nie demonizował. We wszystkich krajach i miastach rzeźnie czy nawet zakłady utylizacyjne zlokalizowane są w różnych miejscach, nawet w centrach – zaznaczał.

„Pobite mięso jest nieekonomiczne”
Zastępca wojewódzkiego inspektora weterynarii, Piotr Kneblewski, który zlecił swym pracownikom kontrolę spółki MKZ jeszcze w trakcie inspekcji – nie mając jej wyników – przekonywał o prawidłowości pracy rawickiego lekarza weterynarii i niemożliwości uchybień prawnych. – Z faktów, które udało nam się ustalić wynika, że wczoraj rano przyjechał transport koni do rzeźni końskiej w Rawiczu, która działa legalnie i spełnia wszystkie aktualnie wymagane standardy i wymogi europejskie – tłumaczył. Według dokumentów posiadanych przez Piotra Kneblewskiego w godzinach wieczornych zwierzę prawdopodobnie osłabło i przewróciło się. Lekarz weterynarii wykonujący badanie zwierząt w tej rzeźni został wezwany na miejsce. Wykazano, iż koń cierpi na niewydolność krążenia i jest osłabiony. Skierował go do natychmiastowego uboju. – Badanie, które przeprowadził zarówno przed ubojem, jak i po nim, nie wykazało żadnych urazów, zranień i innych skaleczeń – mówi zastępca wojewódzkiego inspektora. – Jeśli chodzi natomiast o zeznania ludzi: ja stwierdzam, to co udało się ustalić naszym inspektorom. Trudno natomiast odnosić się do tego, co mówią ludzie. Nie byłem na miejscu, nie rozmawiałem z nimi. Nie mogę komentować rzeczy, co do których nie mam żadnego wyobrażenia.
Według Piotra Kneblewskiego prawdopodobnym podłożem nagłośnienia sytuacji było niezadowolenie sąsiadów-działkowiczów z lokalizacji zakładu w centrum miasta. Inspektor wątpił, by właściciel rzeźni pozwolił sobie na „tego typu działania”. „Pobite” mięso bowiem, zdaniem weterynarza, jest mniej wartościowe, a co za tym idzie tańsze. Trzy dni po wizycie wojewódzkich inspektorów Piotr Kneblewski poinformował „Życie”, iż piątkowe badania tuszy maltretowanego konia potwierdziły wcześniejszą wersję zdarzeń przedstawioną przez rawickiego weterynarza. W badaniu poubojowym nie stwierdzono złamań i wylewów krwi, które świadczyłyby o użyciu siły wobec zwierzęcia. Taką samą opinię wydał Powiatowy Lekarz Weterynarii, Grzegorz Basiński. Nie chciał jednak szerzej wypowiadać się na ten temat.

„Gówno nie prasa”
O komentarz do czwartkowego zdarzenia zwróciliśmy się do przedstawicieli spółki MKZ. Niestety nikt z reprezentantów rzeźni telefonicznie nie chciał udzielić jakichkolwiek informacji na ten temat. Udaliśmy się więc na ul. Targową. W siedzibie zakładu przywitał nas jeden z pracowników, tłumacz. Nie potrafił jednak powiedzieć, gdzie jest szefostwo, ani kiedy wróci. Kilkuminutowe oczekiwanie nie przyniosło rezultatów. Gdy w firmie pojawił się respondent firmy Rinaldo Masina, na widok przedstawicieli prasy i telewizji, uciekł do swojego gabinetu. Obecni w budynku, pod groźbą wezwania policji, zostali wyproszeni z terenu spółki. Kolejne próby nawiązania kontaktu z szefostwem MKZ-u również kończyły się fiaskiem. Na pytania o przebywającą na terenie zakładu inspekcję, tłumacz firmy MKZ zwrócił się do przebywających pod bramą: – Jesteście gówno, nie prasa!
Także dwaj kontrolujący ubojnię poznańscy inspektorzy mimo próśb dziennikarzy nie zatrzymali się, by opowiedzieć o wynikach wizytacji, a przejeżdżając wzdłuż bramy omal nie staranowali obecnych przedstawicieli mediów i przybyłych pod rzeźnię artystów. – Jestem oburzona – komentowała sytuację przebywająca w Rawiczu warszawska aktorka Barbara Dziekan. – Właściciele – Włosi uciekają, weterynarze uciekają. Słyszymy wycie koni, słyszymy płacz dzieci, które na to patrzą. Musimy działać, by tej rzeźni tu nie było, by nie było takich warunków dla koni, by ludzie mieli spokojne życie. Czy to jest cywilizowany świat?
Kilka dni po zajściach zachowanie inspektorów próbował tłumaczyć ich przełożony Piotr Kneblewski. Przeprosił w ich imieniu i obiecał wyjaśnić ich nietaktowne postępowanie.

„Rzeźnia obmurowana”
W poniedziałek, w chwili zamykania numeru nadal trwały kontrolę weterynaryjne na terenie rzeźni. Tym razem swoich inspektorów przysłał do MKZ-u główny lekarz weterynarii, Piotr Kołodziej. Dalsze czynności wyjaśniające prowadzi także Komenda Powiatowa Policji w Rawiczu. Informacje o rawickiej rzeźni końskiej docierają do kolejnych stacji radiowo-telewizyjnych i organizacji broniących praw zwierząt. Jednocześnie właściciele spółki MKZ postanowili całkowicie odgrodzić się od świata. W miejscu, gdzie działkowcy obserwowali transporty zwierząt powstaję mur. Część naocznych świadków przestała także firmować opowiadania o wydarzeniach w rzeźni swoimi imieniem i nazwiskiem. – Nie boimy się walczyć – mówią. – Nie chcemy jednak otrzymywać anonimowych telefonów z groźbami. A takowe już się pojawiły. Miejmy nadzieję, że to tylko głupie kawały.

 

Skomentuj

Nasza strona używa ciasteczek (tzw cookies). dowiedz się więcej

Nasza strona internetowa używa plików cookies (tzw. ciasteczka) w celach statystycznych, reklamowych oraz funkcjonalnych. Dzięki nim możemy indywidualnie dostosować stronę do Twoich potrzeb. Każdy może zaakceptować pliki cookies albo ma możliwość wyłączenia ich w przeglądarce, dzięki czemu nie będą zbierane żadne informacje

Zamknij