Historia pewnego kantara

Historia lubi się powtarzać(sytuacja z czapeczką pomiędzy Beatą i Renjim) i chociaż wydarzyła się ona w zeszłym roku na wakacjach to postanowiliśmy przytoczyć ją, by pokazać charakter Renjiego, który z jednej strony bywa rezolutnym urwisem, a z drugiej rozkapryszonym dzieciaczkiem. Rzecz działa się w czasie, gdy na pastwiskach rządziło lato i nikt nie myślał o zimie.
Pewnego dnia Beata z Warszawy, zdecydowała, że wymieni Renjiemu kantar. Stary, czerwony był już brudny, a sam kolor nie do końca jej odpowiadał. Błękitny był ładniejszy, przypominający niebo, oznaczający wolność. Czy Renji już coś przeczuwał, czy ostrzegła go końska intuicja? Nie wiadomo, faktem jest, że przez cały dzień ukrywał się przed Beatą na pastwisku i salwował się ucieczką przy każdej próbie kontaktu. Być może czuł się trochę winny z powodu czapeczki. Jednak ponad swoje poczucie niezależności ludzka ręka, wypełniona smakołykami, wyciągnięta w jego kierunku wabiła go bardziej. Beata w końcu osiągnęła sukces. Pierwszy krok został wykonany, koń postanowił stać spokojnie. Nadeszła pora na założenie kantara.

„Rendżuś zobacz, jaki on piękny i nowiutki, specjalnie dla Ciebie wybrałam błękitny, reszta koni powiedziała mi, że to Twój ulubiony kolor” – rzekła Beata
„Co mój kolor, powiedz kto naopowiadał takich głupot, zaraz się z nimi rozprawię, zresztą jaki Rendżuś, dorosły już jestem” – zirytował się Renji
„No daj chłopie spokój, chwila przebieranek i już po krzyku”– uspokajała Beata
„Nie… nie… nie ma mowy nic takiego na siebie nie planuję założyć, nie mówiąc już o przymierzaniu, wybij to Sobie z głowy. Beata czy Ty w ogóle się znasz na modzie? Błękitny był modny na salonach, ale dwa lata temu, w tym roku króluje zielony z mosiężnymi okuciami, a Ty próbujesz przebrać mnie w ten stary szmelc. Co Ty sobie w ogóle myślisz” – powiedział lekko zdenerwowany Renji
„Zrozum jak idę do sklepu kupować koszulkę muszę przymierzać kilka, Ty masz tylko jedną rzecz do przymierzenia, czy to takie trudne” – tłumaczyła Beata
„ Postawmy sprawę jasno, Droga Beatko założę ten kantar boś uparta jak osioł, ale będzie to ostatnia rzecz, która zaistniała między nami. Tak dobrze rozumiesz, nasza przyjaźń zakończy się z chwilą zapięcia tego błękitnego paskudztwa na mojej głowie. Popatrz sama on nawet nie pasuje do mojego ucha” – postawił sprawę jasno Renji
„No dobrze, niech Ci będzie, tylko co mam zrobić z tym prezentem?” – smutnym głosem, bliskim krawędzi płaczu wyszeptała Beata
– „ Idź do Miśka to koń, który zupełnie się nie zna na modzie, mógłby założyć wiadro na głowę i dalej by twierdził, że wygląda w tym jak królewicz, on będzie bardziej wdzięczniejszym modelem, myślę że będzie się cieszył jak szczur na otwarcie kanału” – zarechotał sarkastycznie Renji

I Beata poszła, założyła kantar Miśkowi, który nie pisnął nawet słowa, przytuliła się do szyi Renjiego, który nadal tkwił w czerwonym kantarze ( zresztą modnym 5 lat temu). Wszystko powoli wróciło do normy, tylko bocian przechadzający się wśród koni, drapiąc się po głowie, zastanawiał się, jakie to Ci miastowi mają śmieszne problemy, przecież nie o kolor chodzi a o żaby.
Wieczorem Beata przyszła do Renjiego. Usiedli spokojnie na pagórku i zachwycali się wspaniałym pomarańczowo – różowym zachodem słońca. Oprócz przyjaźni łączyła ich jeszcze jedna rzecz, była to woda, którą wspólnie popijali z tego samego wiadra.

 

Skomentuj

Nasza strona używa ciasteczek (tzw cookies). dowiedz się więcej

Nasza strona internetowa używa plików cookies (tzw. ciasteczka) w celach statystycznych, reklamowych oraz funkcjonalnych. Dzięki nim możemy indywidualnie dostosować stronę do Twoich potrzeb. Każdy może zaakceptować pliki cookies albo ma możliwość wyłączenia ich w przeglądarce, dzięki czemu nie będą zbierane żadne informacje

Zamknij