Ratowanie koni, ratowaniem, ale zostaje jeszcze też reszta ich życia, a ta wiąże się między innymi z wyrzucaniem obornika.
Można śmiać się, ale jest to ważna czynność wymagająca poważnej ingerencji fizycznej. Taczka, widły, szufla to standardowe wyposażenie osoby odpowiedzialnej za czystość w boksach, które są niejako domostwami poszczególnych koni.
My w Tarze kilka lat temu postanowiliśmy trochę zmechanizować wyrzucanie odchodów koni.
Zakupiliśmy starego wysłużonego bobka (bobcata), taka małą ładowarkę, która bardzo przyspieszyła pracę. Posiadając odpowiednio małą szerokość bez problemu wjeżdża do boksu i śmiało można powiedzieć, że wykonuje pracę za 5 osób. Jest to oczywiście ogromna oszczędność i czasu i pieniędzy. Jednakże czas upływa latka lecą i ostatnimi czasy nasz bobek zaniemógł, najpierw słabł w sile, potem silnik zaczął gasnąć, nie chciał odpalać decyzja była jedna – czas do mechanika. Powiedzieć łatwo, zrobić trudniej, mechanik kosztuje i transport też i w tym miejscu w sukurs przyszedł nam syn rolnika, od którego kupujemy siano – Kamil. Kamil (zresztą przemiły młody człowiek, będący mechanikiem w kopalni) w prostych słowach stwierdził, że ona nam go naprawi, mowa tu oczywiście o bobku.
Pierwszy problem było łatwo wyleczyć, ot wymienić filtr powietrza i silnik znów powrócił do życia. Niestety 20 minut pracy i zgasł bezpowrotnie, tego dnia Kamil nie mógł zostać dłużej i stwierdził, że „jak tylko złapie, kawałek wolnego czasu, to wpada i remontuje. Nie trzeba było nam długo czekać, już po 2 dniach, pod wieczór Kamil z odpowiednim zestawem narzędzi, przy warsztatowym świetle rozpoczął reanimację starego silnika. W tym przypadku uszkodzenie okazało się bardziej skomplikowane, pękł zawór wydechowy. Na ten dzień zakończyliśmy pracę, no, bo nic nie dało się więcej zrobić, potrzebne były części zamienne.
Zarówno Kamil jak i Piotr każdy ze swojej strony rozpoczął poszukiwanie takiego zaworu (głównie przez internet), rzeczywistość jednak bywa brutalna, ten zwór dostępny był tylko w USA i tylko poprzez Ebay.
Czas oczekiwania na przesyłkę to około 2 tygodnie, na taki przestój nie mogliśmy sobie pozwolić. Zapadła decyzja o wymianie silnika, ten, który był do tej pory, był już „wiekowy” 1971 rok produkcji i nie było do niego części na rynku europejskim. Kamilowi było „w to mi graj”, wszak lepiej montować coś nowego, niż bez części reperować coś starego.
Minęło kilka dni i na naszym podwórku pojawił się Bobek z nowym silnikiem i zmienionym wyglądem, bo Kamil w inwencji twórczej, podążając za sugestiami Piotra zamontował górne widły ( dosyć poważnie usprawnią one pracę). Przeprowadzimy dziś główny test, a jego efekty przedstawimy Wam po południu w formie filmowej.
Reasumując, czasem przychodzi taki czas, że po prostu trzeba coś w życiu wymienić, na nowe.