Sybilla to matka – matka wielu źrebaków. Prawie wszystkie rozeszły się po świecie i nie znamy ich losów…
Jej poprzedni właściciel specjalizował się przez jakiś czas w “produkcji” srokatych koni, na które był bardzo dobry popyt na rynku niemieckim. Klacz stała na stanowisku, ciągle przypięta łańcuchem do ściany. Gdy przynosiła na świat kolorowego źrebaczka – wielkie szczęście – dane mu było żyć, natomiast gdy na świat przychodził konik jednokolorowy, czekał go z góry przesądzony okrutny los.
Takim właśnie maluchem był Syjon – też kasztanek, Jej syn, który w Tarze znalazł się jeszcze przed Sybillą.
Przyszła też i pora na Sybillę.
Kilkuletnia kobyła przestała spełniać swoją funkcję i nie była już potrzebna. Już się w życiu narodziła, dając swemu Panu źrebaczki raz za razem…
Końska matka oglądała transporty, które przyjeżdżały, by odbierać Jej dzieci. Cichutko cierpiała i roniła łzy, patrząc jak Jej maleństwa ktoś szarpie, bije, brutalnie zagląda w ich zęby. Wiele razy Jej serce wyrywało się w pogoni za dzieckiem, ale nic nie mogła zrobić. Musiała wielokrotnie radzić sobie z utratą kawałka duszy. Serce tej matki zniosło bardzo wiele. Tym razem miał przyjechać transport po Nią…
Gdy zapadła decyzja o rzeźni, zapadła też kolejna o tym, by nie pozwolić na straszny los po tak ciężkim i bolesnym życiu. Sybilla trafiła do Tary, a Jej przywitanie z synem Syjonem, którego jakiś czas nie widziała, było niesamowicie wzruszające – nikt nam nie wmówi, że końskie matki zapominają o swoich dzieciach, bo na własne oczy widzieliśmy to spotkanie! W Tarze po kilku miesiącach na świat przyszło kolejne Jej dziecko, skarogniady Oktawian. Sybilla po dziś dzień troszczy się o obu synów, jednak silniejsza więź łączy ją z Oktawianem, który jest przy niej od samego początku, nikt ich nigdy nie rozdzielał.