Skaryszew 2012 – Podsumowanie
26-28. lutego – pierwsza, historyczna już manifestacja przeciwko wywozowi koni na rzeź na największym w Polsce targu dla koni.
Ponad 100 osób, które przyjechały z całej Polski dokumentowało w nocy i w ciągu dnia prawdę tego miejsca. Tam, w Skaryszewie, w trakcie protestu jednym głosem wykrzyczeliśmy, że będziemy walczyć o godne życie dla koni. Pamiętajcie, musimy dotrzymać słowa, słyszały nas Konie, które dzisiaj już nie żyją, lecz słyszały także Konie, które wspólnie uratowaliśmy. Jeszcze nam nie wierzą, boją się nas, nie ufają. To są świadkowie, którzy przeżyli. Chcemy wierzyć, że pewnego dnia, może już za chwilę, gdy powieje silny wiatr, One, swym końskim głosem, podadzą dalej informację: „Bracia, wśród ludzi są tacy, którzy przyniosą nam wolność, uratują przed śmiercią. Są dla nas wielką nadzieją, nadzieją dla naszych dzieci.”
Pamiętajcie, tylko
my razem
możemy uratować wszystkie konie w Polsce. „Koń jest zwierzęciem towarzyszącym człowiekowi”!
Bodzentyn 2012 – Podsumowanie
12-13. marca – w tych dniach miał odbyć się kolejny targ w Skaryszewie, lecz się nie odbył (ciekawe, dlaczego?). Wiemy, że Miasto w ostatniej chwili zamknęło wjazd na targ i handlarze byli odsyłani „z kwitkiem” (czyżby nasz mały sukces?).
Kilka samochodów pełnych obrońców koni, którzy zjechali z całej Polski, obserwowało ruchy handlarzy i zaraz za nimi pojechało do Bodzentyna, oddalonego od Skaryszewa o ok. 60 km. Tam, niestety, jak w każdy poniedziałek, targ się odbył.
Bodzentyński targ jest, w porównaniu do skaryszewskiego, mały. Można było też gołym okiem zauważyć, że, w porównaniu do ubiegłych lat, koni było znacznie mniej.
Walczmy o nie
wyraźnie widać, że w Polsce jest coraz mniej koni.
Większość zwiezionych do Bodzentyna koni to źrebaki. Wiele z nich było chorych – widać było wypływający z nozdrzy gęsty, chorobowy śluz. Kopyta – jak mawia nasz Kowal: dziewicze, nigdy nie strugane, przerośnięte i obłamane.
W ostatniej chwili przed terminem kolejnego targu, na który Scarlett miała nie jechać ze względu na zły stan zdrowia, podjęła decyzję: „Jadę. Przywiozę stamtąd konia najbardziej potrzebującego pomocy. Takiego, który nie przeżyłby drogi do włoskiej rzeźni. Kupię życie za życie, za Małego Pola.”
Ci, którzy byli na targach, skąd ruszają TIR-y pełne koni skazanych na śmierć nie będą zdziwieni tym, że Scarlett wróciła z dwoma końmi. Jak sama mówi: „Przecież miałam miejsce w przyczepie dla jeszcze jednego.”.
Gorzej z pieniędzmi. Tam, w Bodzentynie, zebranie pieniędzy na drugie życie było „kombinacją alpejską”, ale się udało. Do Tary przyjechały dwa kolejne Maluchy.
Czy mamy „moralnego kaca”? Czy już jesteśmy psychiczni?
„Zabawa w Boga” – to nie jest zabawa, nie każcie nam wybierać.
Nie bójcie się, wzywamy Was na wojnę.
Uratujmy wszystkie konie – „Koń jest zwierzęciem towarzyszącym człowiekowi”.”
Pozostała kwestia zapłacenia za transport koni do Tary. Przewoźnicy już dojechali do targu. Scarlett od lat „grała vabank”, zawsze wierzyła w cud. I po raz kolejny taki się zdarzył. Iwona podeszła do Niej z chłopakiem z Krakowa. Mówił, że jechał do Bodzentyna (przez Skaryszew) „stopem”, autobusami, pociągiem. Przyjechał w imieniu koleżanki, z Jej pieniędzmi, by wykupić przed transportem do rzeźni konia, którego zobaczyła na zdjęciu (Skaryszew 26-28. luty). Tego konia, a właściwie klaczy, nie było w Bodzentynie. Prawdopodobnie wyjechała już wtedy w transporcie… Z Bodzentyna zadzwonił do koleżanki z pytaniem: „Czy mogę dać Fundacji Tara jakieś pieniądze? Twojej klaczy nie ma…”. Otrzymał odpowiedź: „Przekaż 1.200 złotych.”.
Kochani, jesteśmy wszyscy „stuknięci”. W sumie uratowaliśmy 12 koni, ale to nie koniec.
Dziewczyny z Warszawy wzięły numer telefonu do handlarza, który był właścicielem malucha, który, jak mówił, miał być już sprzedany. Zadzwoniły do niego dzień po targu i okazało się, że mogą Go wykupić za 2.700 złotych.
Do Tary zadzwoniła Marta: „Scarlett, mówiłaś, że konie, tam na targu, same nas wybiorą. Nie wierzyłam, ale to się stało – On mnie wybrał. Nie opuszczę Go. Co robić?” – „Poproście o pomoc innych, piszcie o tym na Facebook’u.”.
Tak zrobiły, a Wy ruszyliście z pomocą. Mały nazywa się Muminek. Już jest leczony na zapalenie oskrzeli (jeszcze u handlarza).
Czy my wszyscy jesteśmy normalni?
Muminek – 6-miesisczny źrebaczek nie pojedzie do Włoch, nie stanie się „daniem”. Za kilka dni trafi do Tary, będzie żył długo i szczęśliwie. „Scarlett, On mnie wybrał. Nie opuszczę Go.”
- Pamiętajcie,
- Konie od lat proszą nas o pomoc.
- Już czas!
- Rozpoczęliśmy walkę o życie wszystkich koni. Nie wolno nam przestać!
- Przed nami kolejne targi!
- Przed nami kolejne manifestacje!
- Bądźcie gotowi!
- On Ciebie wybrał. uratuj Go.