Tarowe owieczki rozpoczęły majówkę od postrzyżyn. Choć początkowo były niezbyt zadowolone z zabiegów, to po chwili orientowały się, że to dla ich dobra i lepszego samopoczucia. Możemy sobie wyobrazić, jak ciepłe było ich grube runo. Dlatego musieliśmy je od niego uwolnić. Co ciekawe, okazało się, że różne rasy owiec strzyże się całkiem inaczej. Najgorzej było z Teodorą, która poszła „na pierwszy ogień”. Z jej wełną maszynka radziła sobie kiepsko, cięła niewielkie ilości i co chwilę się przegrzewała. Z kolei baranka Andrzeja dało się praktycznie obrać z runa, została mu tylko lwia grzywa, którą trzeba było przyciąć. Jako ostatni ostrzyżeni zostali Markus i Amelka. I teraz całemu owczemu stadku biega się zdecydowanie lżej i chłodniej. Specjalne podziękowania należą się tu Asi, która sprawnie operowała maszynką do strzyżenia oraz Darkowi, który dzielnie trzymał owce mimo gipsu na ręce
(kk)